Od przeszło godziny wsłuchuję się w wrzaski Aniki, z których nasz najważniejszy rozmówca widocznie nic sobie nie robi. Ktoś mi kiedyś powiedział, że kobieta, mimo że nie będzie miała już o czym, papleć zawsze będzie. Miał rację. Wodą na młyn było stwierdzenie Boga, że przez przypadek się tu znaleźliśmy, bo jakiś wredny, mały, gruby, łysiejący cherubinek zabawił się kulą przyzywającą anioły do Nieba. Niech ja cholerę dorwę. Wypatroszę. I pójdę do Piekła. Takie myśli w moim przypadku są bardziej śmieszne niż głupie, więc nie dziwne było to, że kącik mych ust podszedł do góry. Miałem nadzieję, że dziewczyna wreszcie skończy się produkować, ale zanim to nastąpi to zdążę sprawdzić, co dzieje się w moim domu. Trzeba tu wytłumaczyć, że na Ziemi i w Niebie czas leci inaczej i choć jestem tu niepełne dwadzieściacztery godziny, to u żywych minął już prawie miesiąc. Romans z policjantem kwitnie, mam nadzieję, że akurat ten mężczyzna okaże się przyzwoity, zważywszy na stanowisko jakie zajmuje, i nie skrzywdzi mojej matki. Miałem nadzieję, iż jeszcze spotkam się z Agatą i powie mi czy stąd można jakoś wpływać na życie innych ludzi, tych, którzy jeszcze nie oddali duszy temu Wielkiemu. Siedzi sobie na złotym tronie, rozwalony jakby był nie wiadomo kim, może dlatego że jest Bogiem, a biała szata ukazuje więcej niż powinna. Oprócz mnie w sali są też inny, zgorszeni w mniejszym lub większym niż ja procencie, a ja wreszcie widzę czemu na Świecie tak źle się dzieje. Jego to po prostu nudzi. Ma dość wysłuchiwania żali i rozpaczań tych marnych kreatur, którym dał życie, a oni jeszcze wybrzydzają. Ale jakie jest to życie? Może gdyby się tym zainteresował, to byłoby lepiej? Nie oceniajcie mnie za to, co myślę. Moje życie to pasmo porażek i błędów. Ironia losu, że teraz mam ochotę modlić się do tego starego dziadka o chwilę spokoju. Patrycja i Mateusz stoją przy drzwiach z obojętnymi minami. Ciekawe o czym oni myślą. Może o niczym. Tylko czy tak się da? Nagle Anika poruszyła temat, który i mnie interesował.
-Ilu jest jeszcze takich ludzi jak my, prostując, uwięzionych w tym zbyt idealnym miejscu bez możliwości powrotu do miejsca, którym się nie interesujesz, ale uważających je za dom?
-Dziecko drogie, gdybyś żyła tyle lat co ja i przez całe swoje życie musiałabyś wysłuchiwać jaki to jestem zły, jaką to jestem bestią bez serca albo czuć wszystko, co czują osoby odwracający się ode mnie, tobie też by się odechciało. Nie przerywaj mi. To trudne wiedzieć, że może się wszystko, ale nie można dotrzeć do zatwardziałych serc tych, którzy zaparli się w swojej niewierze. Myślisz, że jest mi miło, kiedy samotna matka z piątką dzieci wyklina do mnie nocami, bo nie ustrzegłem jej męża od zbłąkanej kuli?
-Każdy z nas ma jakiś cel do wykonania w życiu, niektóre cele osiąga się przez śmierć - powtórzyłem, trochę zmienione słowa Agaty. Coś do mnie dotarło. Ten mężczyzna, siedzący na tronie, wcale nie ignoruje nas, on bierze na siebie zbyt dużo, by móc nad tym zapanować. Jego uczucia zbyt się mieszają, by mógł tym wszystkim biednym ludziom pomóc. Ma dość, ale wie, że jest jedyną osobą, której każdy z nas w pewnym momencie ufa. Skryłem się za filarem, wstydząc się swoich podłych myśli. Jeszcze przed chwilą obraz starego tetryka teraz zmienił się w wołającego o pomoc Najwyższego.
-Widzę, że poznałeś Agatę. Jako jedyna rozumie, o co chodzi ze śmiercią. Tak, bardzo rozumna osóbka, szkoda, że długo tu nie pozostanie.
-Dlaczego? - strach w moim głosie mógł usłyszeć każdy, ale nie interesowało mnie to, chciałem wiedzieć co stanie się z blondynką o ogromnych, niebieskich oczach. Zależało mi na tym, żeby nie czuła już cierpienia. Wystarczająco dużo przeszła w życiu, czemu i w Niebie ma cierpieć?
-Stanie się kimś więcej. Aniołem Stróżem dziecka, które urodzi się jej byłemu mężowi. Ona o tym wie i bardzo się na to cieszy.
-Przepraszam bardzo, ale my tu o czymś rozmawialiśmy.
-Cicho bądź Anika. Z resztą, po co ty chcesz tam wracać? Masz tylko matkę, która wpadła w depresję i nie interesuje się tobą?! Ja z resztą też nie mam po co, wiem co dzieje się na dole i cieszę się z tego. Mojej matce beze mnie jest lepiej, mimo że cierpi to jest szczęśliwa w nowym związku. Przyznaj się, że robisz dużo szumu, bo nie lubisz być w cieniu kogoś innego. W tym momencie los Agaty jest ważniejszy niż twoja czcza gadka o nie wiadomo czym.
-Tomasz, uspokój się. Rozumiem, że masz w sobie wiele negatywnych emocji, ale przyjdzie czas byś z nich wszystkich się oczyścił, jednak nie tu i nie teraz rozumiesz?
-Przepraszam.
Rzeczywiście byłem skruszony. Miałem nadzieję, że nikt zbyt się tym nie przejął. Bóg uśmiechnął się do mnie delikatnie, a mnie ogarnął spokój, usiadłem na jednym z krzeseł i tak jakby dostałem wystarczająco cierpliwości, by wysłuchać dalszego wykłócania się Aniki. Spojrzałem na jej twarz, która tak niedawno wydawała mi się tak sympatyczna, teraz widziałem, że ona nie pojmuje wielkości wszystkiego, co się tu dzieje. Może istnieje ku temu powód, ale ja go nie znam. W sumie nie miałem ochoty na osądzanie kogokolwiek, więc tylko zamknąłem oczy. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, iż głowa boli mnie niemiłosiernie, zacząłem więc masować skronie, a włosy opadły mi na twarz, zakrywając wszystkie emocje odbijające się na mojej twarzy jak w zwierciadle. Ktoś położył mi letnią dłoń na koszulce. Jej dotyk był tak delikatny i kojący, że nie chciałem go tracić, ale biorąc pod uwagę, że noszę tę koszulkę już kilka dni i jest ona zupełnie przepocona, uniosłem głowę i powiedziałem, żeby zabrała dłoń, bo jestem brudny.
-Nic mnie to nie obchodzi. Źle wyglądasz, chodźmy stąd.
-Ale on...
-Zrozumie.
Tak jakby słysząc naszą szeptaną rozmowę Bóg skłonił głowę, a brązowe włosy zasłoniły jego twarde rysy twarzy, jedynie dość duży nos był widoczny. Podparłem się na ramieniu Agaty i wyszliśmy z sali, ale nie skierowaliśmy się do wyjścia, ale w głąb rezydencji. Pokój, do którego zostałem wprowadzony, urządzony był w średniowiecznym stylu. Wszystko było proste, ale i ogromne, wręcz przytłaczało. Ogarnęła mnie ciemność, tak bardzo pożądanego w moim stanie. Blondynka popchnęła mnie na łóżko okryte aksamitem, a ja utonąłem w jego wielkości. Byłem niczym ziarnko piasku rzucone na asfalt.
-Śpij, potrzebujesz tego. Ostatnie dni były dla ciebie bardzo męczące.
I to mówiąc wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi. Zamknąłem oczy i pierwszy raz od bardzo dawna moje sny wypełniły kolorowe obrazy, w których motywem przewodnim były niebieskie oczy.
Spałem może kilka godzin, ale byłem tak bardzo wyspany, że równie dobrze mogło to być kilka dni. Wstałem i zauważyłem, że na krześle stojącym naprzeciw łóżka leżą świeże ciuchy, identyczne z tymi jakimi wypełniona była moje ziemska szafa. Musiałem znaleźć Agatę, by podziękować jej za wszystko. Szybko ubrałem zieloną koszulkę z wizerunkiem Kermita i jeansy rozszerzane ku dołowi i wyszedłem z pokoju. Cicho wszedłem do sali, którą tak szybko wczoraj opuściłem. Jej blask aż raził w oczy, kolumny z jasnego marmuru stały niewzruszone ostatnimi wydarzeniami, a on siedział tam, gdzie go ostatnio widziałem. Wiedziałem po co przyszedłem i musiałem wziąć się w garść. Skupiłem się na tym, co chcę powiedzieć, a przed oczami miałem już kwiecistą mowę, gdy ujrzałem, że on nie jest sam. Obok niego, tuż przy samym tronie, klęczał Mateusz.
-Mateuszu, rozumiesz czemu musisz to zrobić, prawda?
-Tak, Panie.
Głos anioła był zmęczony, uniżony i pełen ... poddania. Słysząc go, ale nie widząc, miało się przed sobą scenę, gdzie biedny, stary, spracowany człowiek błaga o śmierć. Schowałem się za filarem i czekałem na ciąg dalszy.
-Demony muszą poczuć, że przed sobą mają prawdziwego Archanioła, a nie marnego cherubinka, chyba że chcesz wrócić do swojej starej formy.
-Nie, Panie.
-W takim razie leć, musimy osiągnąć to do czego dążymy, nawet po trupach.
Tomek, jak mogłeś być tak bezmyślny, bawił się tobą, wiedział, w jaką strunę uderzyć. Nie wiedziałem, co myśleć. Dla jednym Niebo jest Rajem, dla mnie jest Labiryntem Myśli.