Kiedyś białe ściany zdobiły teraz
tłuste plamy i wykwity wilgoci. Leżałem tak już koło kilkunastu godzin, nie
wiedziałem dosłownie ile, bo w okna wstawiono grube kawałki tektury
zasłaniające słońce. Dziewczyna na łóżku obok napawała mnie strachem, gdy co kilkanaście
minut wykrzywiała twarz w grymasie, albo nagle zaczynała się rzucać, wydając
przy tym okropne jęki i stękanie. Zauważyłem, że trzęsą mi się ręce. Nie z
zimna. Po prostu ze strachu. Bałem się tych ludzi,
serce zaczynało mi bić tak, że omal nie wyrywało się z piersi, kiedy tylko
usłyszałem kroki w korytarzu. Więcej paniki nie doświadczyłem w całym swoim
dotychczasowym życiu, aniżeli w tej przerażającej i starej kamienicy. Już nie
próbowałem uciekać, to na nic. Pentagram ma w sobie coś blokującego przejście
na jego drugą stronę, jak raz wejdziesz, to już nie wyjdziesz. Jedynie demon
znał sposób. Więcej jednak niż ten jeden jedyny raz, wtedy, nie widziałem.
Kiedy tylko starałem się postawić nogę na drugiej stronie natychmiast atakowały
mnie dźwięki. Okropne szepty i głośne krzyki kobiet, które musiały kiedyś
zginąć bardzo okrutną śmiercią. Później dostaje się drgawek, w głowie się
miesza, tak jakby wypełnić ją watą i polewać mlekiem w miodem, mdląco i
niedobrze. Na końcu upadasz. Ścierasz kolana, przedzierasz dżinsy, aby na końcu
uświadomić sobie ogrom gorąca jakie wżera ci się w skórę, potem w ciało i we
wnętrzności. Wkrótce masz dość, już chcesz zacząć błagać, cofasz się, a ból
mija. Postanowiłem nigdy więcej nie wychodzić. Nie jestem pewny, ba, nie wiem,
co chcą z nami zrobić, ale wiem, że to coś strasznego i mogę się pożegnać z
życiem. Mniejsza o to, że było podłe i nędzne, jednak było. Nie potrafię sobie
wyobrazić, co będzie potem. Beze mnie. Kiedy dusza opuści udręczone ciało. Nie
chcę na razie tego wiedzieć, na to przyjdzie pora. Ja chcę spełnić swoje
marzenie, by zostać kimś, mieć piękną żonę, cudowne dzieci i słodkie wnuki.
Chciałbym patrzeć, jak rosną. Dojrzewają. Przeżywają pierwsze klęski i wzloty.
Jednakże los ma dla mnie chyba inny plan. Mam leżeć w opuszczonym skansenie, w
piekielnym pentagramie i czekać na łaskę bądź niełaskę dwóch demonów, które
niewiadomo z jakiej przyczyny przetrzymują tu rudowłosą i mnie.
Słyszę
szuranie krzeseł, przez zamknięte drzwi niewiele można podsłuchać, ale każda
informacja się liczy. Dzieje się coś dziwnego, niby rozumiem co mówią, ale nie
potrafię tego zapamiętać, przejąć się tym, czy nawet przyswoić. Jakby coś
blokowało tok mojego myślenia. Nagle wejście otworzyło się i stanęło w nim
dwoje demonów.
-Miałeś
rację, próbował.
-Ty
też, nie udało mu się.
Ich
rechot spowodował na mym ciele gęsią skórkę.
Spojrzeli na mnie swymi kocimi oczami. Źrenice mieli wąskie jak szparki,
a w miejscu białka znajdowała się dziwna substancja w kolorze jaskrawej
czerwieni. Ubrani byli nienagannie, czarne garnitury, białe koszule, jedyne, co
do czego można było mieć zastrzeżenia, to zapach. Intensywny zapach siarki i
dziwny słodko-mdlący zapach palonych migdałów i miodu. Pohamowałem odruch
wymiotny zasłaniając usta ręką. Jeszcze głośniej się zaśmiali, a resztka tlenu
została wypełniona ich zapachem. Musiałem wytrzymać, nie mogłem pokazać im
mojej słabości. Kadzidło. Wymioty coraz bardziej stawały się jedynym wyjściem.
Wanilia. Błagam was, przestańcie. Miód. Właśnie miałem zwymiotować, gdy
obudziła się dziewczyna, a ich uwaga skupiła się na niej. Miałem chwilę, by
odsapnąć i przygotować się na dalsze niespodzianki.
-Anika,
jak miło. Obudziłaś się… - znów koszmarny śmiech. Niech oni wreszcie przestaną.
-Dawid,
ja ci zaufałam, a ty mnie wykorzystałeś, ty podły zdrajco! A co się teraz
stanie z Tomaszem?!
-O nasz
cel się nie martw, leży obok ciebie, jego żywioł jest na miejscu.
Dziewczyna
zwróciła przerażone spojrzenie na mnie i natychmiast się odwróciła. Skąd znała
moje imię, o co chodzi z żywiołami? Czy oni wreszcie mi cokolwiek wytłumaczą?
Poruszyłem się niecierpliwie na łóżku, założyłem jedną nogę na drugą i czekałem
na to, co będzie dalej.
-Kochanie
– zwrócił się Dawid, czyli ten pachnący kadzidłem i migdałami oraz ten który po
raz pierwszy pokazał mi się pod postacią demona. – Skarbie. Nie złość się,
złość piękności szkodzi, a nie zaprzeczysz, że jesteś śliczna.
-Oh,
zamknął byś się. Wyjaśnij mi do jasnej cholery, co ja tu robię! I co robi tu
on! Co?
-Nie
takim tonem słodziutka, dałem ci się poniewierać, a teraz moja kolej.
Rozgniewałaś mnie, więc nie powiem ci nic. Żałuj. Teraz idziemy, musisz mi
oddać przysługę za przegrany zakład. Aha. Tomek. Leż grzecznie i staraj się być
cicho, Anika nie jest dobrą towarzyszką do rozmowy, szczególnie w obliczu
tragedii rodzinnej, co nie?
Dziewczyna
wpatrywała się smutnymi oczami w sufit, jakby tam mogła znaleźć pocieszenie. Zastanawiałem
się o jaką tragedię chodziło. Co takiego musiało się zdarzyć, że dziewczyna
była bliska płaczu po zaledwie kilku słowach. Chciałem ją o to zapytać, lecz
coś wiązało mi język. Nie mogłem wymówić słowa. „Staraj się być cicho” – innymi słowy, będziesz siedział i milczał,
jak zaklęty. Dosłownie. Niech ich szlag. Dziewczyna zwróciła uwagę na moje
dziwna manewry i powiedziała cicho, tak aby nie usłyszeli.
-Nie
szarp się, to ci nic nie da. Ze mną zrobili to samo, tylko wcześniej prawie
dopuścili do mojej śmierci.
Niezłe
słowa pocieszenia. Nie ma to jak miły koniec dnia, który stwierdziłem
wyglądając za plecy diabłów. Nędzne kreatury. Nie potrafią grać fair play. Aż
człowiek marzy, by dobrać im się do skóry normalnym sposobem. Nagle do naszych głów wdarł się cichuteńki
szept, niczym szelest skrzydeł motyla.
-Gdzie jesteście? Chcemy wam pomóc, ale
demoniczne zaklęcia ochronne są prawie nie do przebicia. Mateusz jest ze mną.
Nie martwcie się. Odpowiedzcie w głowach!
Anika wyraźnie nie wiedziała
gdzie jesteśmy, więc odpowiedzi udzieliłem ja. Opisałem budynek i miejsce jak
najdokładniej, usłyszałem jeszcze podziękowania i kontakt się urwał. Kto to
był? Głowiłem się kilka minut. Głos wyraźnie damski mówił coś o Mateuszu i o
ratowaniu, ale czy to możliwe?
Nie myśl o tym.
Dlaczego?
Oni nas słyszą.
Czyli i tak wiedzą o nich, prawda?
Tak.
Kazała
mi o tym nie myśleć, podświadomie połączyłem głos w głowie z głosem Aniki, by
nie wyjść przed samym sobą na chorego psychicznie. To o czym mam myśleć, o tej
paskudnej, mokrej plamie na ścianie, czy może o linoleum, które warstwami
odchodziło od podłogi na prawie całej jej powierzchni? Może o tym, że metalowe łóżka, a na nich
cienkie materace były tak niewygodne, że wolałbym spać na kamieniach? Nagle
zachciało mi się przyjrzeć koleżance z celi. Rude włosy były poplątane i tłuste,
rozrzucone po całej poduszce, tworzyły pewnego rodzaju wachlarz nad jej głową.
Zielone oczy, tajemnicze, smutne, skupione i takie piękne skupione były na
jednym punkcie w pokoju. Usta były wykrzywione, kąciki, jakby bezsilne, nie
potrafiły wyprostować grymasu zawiedzenia, skierowane były ku dołowi. Nagle coś
przeleciało przez jej twarz. Łza. Wyparowała. Co do…!
Jestem żywiołakiem
ognia.
Jakby
to coś tłumaczyło. Włada ogniem. Ale… zaraz. Ona czyta mi w myślach.
Nie zawsze, ale
niektóre słowa, które „wypowiadasz”, podczas działania bardzo silnych emocji,
potrafię coś podsłuchać. Sam widzisz, że po krótkim czasie strasznie zaczyna
się tu nudzić.
O co chodzi z tymi żywiołami? Co ja mam z tym wspólnego?
Jesteś taki jak ja.
Prawdopodobnie władasz jednym z trzech żywiołów, które pozostały po moim Połączeniu.
Woda, powietrze albo ziemia?
Tak.
Jak rozpoznać czym?
Co ostatnio
„dotknąłeś”, a owo coś całkiem cię wypełniło, tak że poczułeś się nareszcie cały,
tak jakby coś znalazło swoje miejsce?
Powietrze.
Masz odpowiedź.
Zacząłem
się zastanawiać, cóż daje mi władza nad wiatrem. Mógłbym się na nim wznieść i
wylecieć przez okno w pokoju naprzeciwko. Mógłbym… tyle rzeczy. Lecz wróćmy do
rzeczywistości. Do takich czynów trzeba się przygotować, nauczyć się nim
władać. To zajęłoby mi, lekko licząc oczywiście, koło kilku lat. Chciałbym
cofnąć czas i wrócić do momentu powrotu do domu matki. Nie otworzyłbym tej
szkatułki, nie poszedłbym za matką. Nie zrobiłbym wielu rzeczy. Ale nie warto
zadręczać się tym całym co by było gdyby?
, bo po co? Zmrużyłem oczy, kiedy fala światła obwieściła nadejście
porywaczy.
-Porozmawialiście
sobie?
Wyraźnie
czekał na odpowiedź. Spojrzałem na niego jak na idiotę, on oddał. Spróbowałem
wydać dźwięk, stanęło na zduszonym jęku. Udało się.
-Pytam
się! Porozmawialiście sobie z tymi zdrajcami? Myśleliście, że się nie dowiemy!
Patrycja i Mateusz się z wami skontaktowali, tak? A wy bardzo chętnie udzieliliście im
informacji, prawda?
-Musisz
przyznać, Ritz to nie jest.
Złość to jedno uczucie wypełniło całą jego twarz.
Ciało zaczęło mu parować, z gorąca stało się czerwone, z głowy wyrosły mu rogi,
nogawki dobrze skrojonego garnituru zaczęły się palić.
-Stary, wyluzuj.
Pojawił się drugi z mężczyzn.
Ciszę, która nastąpiła po tych słowach przerwała seria cichych wybuchów. Na
ramieniu Dawida pojawiła się alabastrowa ręka drugiego z demonów, wyraźnie
kontrastując z ciemną karnacją drugiego.
-Mówiłem, że ta dwójka sprowadzi
na nas kłopoty. Ciekawe, co zrobimy, jak będzie ich czworo.
-Nie dopuszczacie do siebie
możliwości przegranej, co nie?
-My nie przegrywamy. Nigdy.
Zacząłem się bać.
Minęło kilkanaście minut, może
więcej. Dawid był cały spocony, Adam też. Czekali na coś, tylko na co. Wzrok
wędrował po zapleśniałej klitce, od czasu do czasu lądując na postaciach w
drzwiach. Co by o nich nie powiedzieć, byli piekielnie przystojni.
-Nie zakochaj się tylko.
Nie miałem ochoty na gadkę, więc
posłałem mu jadowite spojrzenie.
-Stary, chyba odpuścili.
Ogarnijmy się. Zostawmy ich w spokoju.
-Pogięło cię? Żeby uknuli sobie
jakiś plan? Czy wyglądam ci na aż takiego idiotę? – Wzrok drugiego, którego
imię brzmiało Adam, mówiło samo z siebie, wyprowadzając Dawida z równowagi.
-Ah, czyli tak o mnie myślisz, ty
podstępny psie. Może jeszcze trzymasz z nimi?! Wiesz, że są nam potrzebni. Nie
lubię ich, ale potrzebuję, a to mówi samo przez się.
-Brachu, uspokój się. Nie ma co
się wnerwiać, po prostu czasem ci odbija. Tak jak przed tym wypadkiem, po co
prawie uśmierciłeś Patrycję, mogła okazać się potrzebna.
-Ona nie znaczy nic. To zwykłe
ścierwo. Anielski pomiot. Niech tam zgnije.
Adam był na skraju wytrzymania.
Wyglądało to tak, jakby demon zakochał się w tej dziewczynie. Demon i Anioł,
niezły pomysł na książkę, ale na romans już nie za bardzo.
-Jesteś bardzo blisko prawdy,
Żywiołaku.
-Nie nazywaj mnie tak, do jasnej
cholery. Nie jestem jakimś tam
żywiołakiem, jestem człowiekiem, po waszemu to chyba śmiertelnikiem. – nerwy miałem
jak postronki, denerwowało mnie dosłownie wszystko. Od myszy biegnącej po
zniszczonej podłodze do nienagannego wyglądu tych dwóch gogusiów. Chciałem się
stamtąd wydostać, a wtedy zawiał wiatr. Stało się to tak szybko, że nie
wiedziałem nawet, co się dzieje. W jednej chwili wiatr wywiał pył z okręgu, po
czym do sali wkroczyli Aniołowie. Wszyscy ubrani na biało zaatakowali demony.
Jakaś piękna kobieta odziana w biel wzięła mnie w swe ramiona, a ja znalazłem
się w Niebie. Naprawdę.
No to się porobiło. Mam nawet wrażenie, że Dawid ma jakieś rozdwojenie osobowości, bo po tym rozdziale to ja go zupełnie nie poznaje. Poza tym byłam pewna, że nie za szybko uda się Tomaszowi i Anice opuścić to "zatęchłe" miejsce, ale jak widać wystarczy mała zmiana w sytuacji i tak naprawdę wszystko się zupełnie zmienia. No cóż nie spodziewałam się pojawienia aniołów, ale nie powiem, abym była z tego powodu zła. W sumie jest wręcz przeciwnie, bo w końcu dzięki nim stracona pozycja bohaterów, okazała się wyjść na całkiem pozytywną. Hmmm... jestem ciekawa, co wydarzy się dalej! Wiem, wiem mówię to praktycznie zawsze, ale co ja na to poradzę? Trzeba nie zakańczać w takich momentach... Tak więc dużo weny życzę i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWow :) Zdziwiłam się, że już ich uratowali. Myślałam, że dłużej to potrwa. Bardzo ciekawie. Czekam na dalszą część :) Życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńinformuję, że na weryfikator.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga.
Zapraszam do czytania i pozdrawiam,
Malcadicta
PS. Strzeliłam kilka literówek w poprzednim komentarzu, dlatego ten jest drugi;) Późna pora;)