niedziela, 9 czerwca 2013

5.Joachim

Pięć.

Co to do cholery było? Cios okazał się tak silny, że odrzucił mnie pod najbliższe drzewo, a to dodało jeszcze bólu mojemu ciału. Przejechałam rękoma po nogach, które w kilku miejscach szczypały, a w innych paliły. Załzawionymi oczami próbowałam dojrzeć osobę, która mi za to zapłaci, ale obraz się rozmazywał i widziałam jedynie poruszające się, kolorowe plamki. Przetarłam oczy wierzchem dłoni, lecz mój wysiłek był marny. Oczywiście nieszczęścia zawsze chodzą parami, więc zaczęło być mi zimno, a ubranie całkowicie przemokło od pozostałości po deszczu leżących na trawie. Trzęsłam się, potęgując ból, lecz nie potrafiłam ani tego powstrzymać, ani zmienić pozycji. Pozostało mi cierpieć, nie zamierzałam jednak robić tego w ciszy. Moje jęki słychać było chyba nawet po drugiej stronie lasu. Nie przejęłam się tym, bo zajęta byłam dziwieniem się, że Dawida jeszcze przy mnie nie ma, że nie podchodzi do mnie, by nieść mi ukojenie w chwilach bólu, jak to czynili książęta na białych koniach (w których dawno przestałam wierzyć). Przyczyną tego mogłoby być to, że ktoś zajmuje mu w tym momencie czas. A tym kimś okazał się ubrany w czarny płaszcz mężczyzna, sądząc po twarzy czterdziestoletni, którego buty skrzypiały w kontakcie z mokrą nawierzchnią polanki. Mogłam to ocenić dopiero później, kiedy wróciła mi zdolność widzenia, a ów "Matrix", jak go w myślach będę nazywała, oraz Dawid przestali się obrzucać kulami dziwnej energii. Chłopak podszedł do niego, przypatrując się dziwnie jego twarzy, jakby go już gdzieś spotkał. Ja leżałam nadal pojękując.
-Joachim!? Mogłeś mnie zabić. Już totalnie zdziczałeś? Wiesz, że nie atakuje się ludzi przypadkowo spotkanych w lesie?
-Kogoś mi przypominasz, ale ja nie jestem żaden Joachim. Na imię mi Maciej i wysłano mnie tu, by zlikwidować ją - tu wskazał idealnie wypielęgnowanym palcem na mnie, prychając pod nosem.
-Maciej, Maciej... Jesteś bratem Joachima! Co z nim? Jak tam mu się wiedzie? Dawno skubańca nie widziałem. Ostatnio błąkał się gdzieś nad morzem...
-Joachim nie żyje - uciął krótko temat Maciej. Dawid wyraźnie upadł na duchu, cienie pod oczami do niedawna niewidoczne ujawniły się w całej krasie dodając mu lat. Zgarbiona poza ukazywała całą jego bezsilność, która z biegiem lat nabrała wagi i własnie teraz ciężko opadła mu na plecy. Praktycznie nic nie zostało z chłopaka o pozie wojownika z dawnych lat, którego sobie wyobrażałam, o hardym i zaciętym wyrazie twarzy, takim jakie posiadali bohaterzy książek o wszechmocnych stworzeniach paranormalnych. W tej właśnie chwili ujrzałam całe jego człowieczeństwo, jak na dłoni. Już nie był potężnym demonem... została tylko cienka skorupa śmiertelnika, wiedzącego, że nigdy więcej nie porozmawia ze swoim przyjacielem. Wiedziałam, jak mnie dobiła wiedza o tym, że moja przyjaciółka leci na mojego byłego chłopaka, i nie przeszkadza jej fakt mojej obecności, aby się z nim obmacywać. Nagle przestało mnie cokolwiek boleć, chęć pomocy brunetowi przedłożyłam ponad własny ból. Podtrzymując się drzewa wstałam. Miałam zrobić własnie pierwszy krok, gdy usłyszałam donośne:
-Stój tam gdzie jesteś, podła czarownico.
-Hej! Ja dowiedziałam się o tym półgodziny temu! I nie sądzę, żeby w tym całym bajzlu chodziło o mnie, więc z łaski swojej nie celuj we mnie tym czymś, bo mogę się zezłościć i połamać ci kilka kości klasycznym sposobem! - swoją groźbę praktycznie wysyczałam, ale na tyle głośno, aby było mnie słychać nawet po drugiej stronie polany. Chyba skutecznie, ponieważ mężczyzna odwołał kulkę, ale został w swojej pozie gotowości do ataku przez cały czas, nawet wtedy kiedy razem z Dawidem ukazaliśmy mu, że jesteśmy pokojowo nastawieni. Pomogłam mu przejść pod najbliższe zacienione miejsce, to jest pod drzewo, na którym wylądowałam po ciosie Macieja. Cicho szeptałam do ucha bruneta słowa pocieszenia, po chwili decydując się jedynie na delikatne jeżdżenie ręką po jego ramieniu. Wydawał się nieobecny, ale spięte mięśnie ukazywały prawdę. Gdyby Matrix zaatakował, Dawid oddałby cios bez wielkiego wysiłku.
Siedzieliśmy tak długą chwilę, Maciej nadal stał na środku polany, gdzie narażony był na najmocniejsze światło dnia, ale nie przeszkadzało mu to, mimo że praktycznie cały spływał potem. Machnięciem ręki przywołałam go do nas, ale udał, że tego nie widzi i powiódł wzrokiem po pięknej krainie będącej od niedawna moim domem. Kochałam cały ten las. Każdy liść, który opadał z drzew i ten, który się na jego miejsce odradzał. Kochałam zwierzęta, wszystkie. Te groźne i te, które były potulne, jak baranki. Uwielbiałam zapach ściółki zroszonej poranną rosą, a kiedy go wdychałam, wydawało mi się, że śnię. Każdy dzień w tym miejscu zdawał się cudowny. Śpiew ptaków budzących mnie co rano nigdy nie działał mi na nerwy. Ale dziś coś ten sielski obrazek zaburzało. Doskonale wiedziałam, co to jest. Byli to intruzi. Osoby, które wtargnęły w moje życie w brudnych buciorach, przewracając je do góry nogami. Do tej pory nie wiem, dlaczego się na to zgodziłam. Jestem głupia, to prawda, ale przecież nie naiwna. Wiem, że ludzie są podli, że nikomu nie zależy na moim szczęściu... Ale coś mi podpowiada, że to własnie ta grupa dość dziwnych i opowiadających głupoty ludzi spełni moje marzenie o byciu kimś wielkim. Może nie dla świata, ale dla samej siebie i kilku znajomych osób, które mogą stać się przyjaciółmi. Chciałabym żeby opowieść Dawida się sprawdziła, ale ja nie mogę być wcieleniem czarownicy, bez oporu popełniającej samobójstwo, byle jej nie złapali. Nie jestem ani tak odważna, ani tak głupia, by odbierać sobie coś, czego nikt poza mną nie szanuje.
Zwykle w książkach po momentach takich przemyśleń coś się działo, ale nie teraz. Teraz od tak sobie wróciłam do rzeczywistości, do gwałtów, morderstw, samobójstw... do całego ludzkiego bagna, w którym się chowamy, by po kilkudziesięciu latach umrzeć i zasilić bagno w kolejne zapomniane ludzkie zwłoki na cmentarzu. Każdy tak skończy, nie łudźmy się, że nie. Wszyscy umrzemy i wszyscy narodzimy się na nowo, kiedyś. Może to potrwać kilka tysięcy lat, może tylko kilka, ale na pewno nastanie. Czy jako postać podrzędna w całym opowiadaniu życia pod tytułem "Ironia losu", mogę sama z siebie wyjść na scenę i zagrać rolę, której ludzie długo nie zapomną? Tak, ale cóż z tego. Brak odwagi, odwieczne tchórzostwo. To doprowadza ludzi dobrych, lecz słabych psychicznie do końca spektaklu zanim się on w ogóle zacznie. Pragnę wykrzesać z siebie tyle odwagi, by to zrobić, ale to jeszcze nie czas na ognistowłosą, która zawojuje świat. Na razie to czas Aniki, osoby pomagającej Dawidowi wyjść z sideł smutku. Będę potrzebowała bardzo dużo siły, nie tej fizycznej, ale psychicznej, do pokonania muru, jaki dookoła siebie wybudował, albo wykorzystam naturę poszukiwacza i znajdę tę lukę, przez którą przecisnę się do jego zdrowego rozsądku i przyprowadzę go do porządku. Najpierw jednak załatwię inną sprawę, nie cierpiącą zwłoki.
-Macieju - odezwałam się władczo, tak jak nauczył mnie przemawiać do ludzi ojciec.- Chcę, abyś stąd poszedł i zapomniał o tym, że nas tu widziałeś. - po pierwsze, zawsze jasno mów czego chcesz, ludzie nie są zbyt dobrzy w czytaniu między wierszami - Nie mam ci nic do zaoferowania, ale przyjmij moje słowo, że gdy będziesz w potrzebie to przyjdę ci z pomocą. - określ się, ale nie odkrywaj wszystkich kart. I najważniejsze, groźby stosuj tylko w ostateczności.
-Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie otrzymam twojej głowy na srebrnym talerzu.
-Przepraszam, ale srebrna zastawa spłonęła mi ostatnio, może być plastikowy pojemnik na tort?- zapytałam ironicznie, przekrzywiając zabawnie usta. Że też stać mnie teraz na humor. Chyba jestem mniej odporna na ciosy psychiczno-fizyczne, niż mi się zdawało. Niechby mnie teraz rodzice zobaczyli! O matko! Rodzice.
Ciekawe, co się z nimi stało? Wrócili już do domu? Czy bardzo przerazili się bałaganu? A może jednak Dawid nie zapomniał o delikatnym oczyszczeniu pobojowiska? Miejmy nadzieję, że jeśli pojadę ich odwiedzić, jutro lub pojutrze, to nie zastanę tabliczki "NA SPRZEDAŻ" przed domem, a on sam nie będzie zamknięty na trzy spusty. Miałam dość myślenia o wszystkim i tej krępującej ciszy, zagadałam więc Macieja.
-Przepraszam, że pytam - wysiliłam się na skruchę w głosie, za wcześniejsze groźby, które i tak spłynęły po nim, jak po kaczce- ale czym ty jesteś?
-Jestem magiem. - jego lakoniczna odpowiedź nie zbiła mnie z pantałyku, pytałam dalej.
-W czym się specjalizujesz?
-Leczenie i obrona konieczna przed dzikimi, rudymi furiatkami, chcącymi, połamać mi kości.
Roześmialiśmy się, gdy do głowy przyszedł mi dość dziwny, ale możliwy do wykonania pomysł. Moje trzecie pytanie brzmiało:
-Nauczysz mnie czarować? 

12 komentarzy:

  1. Mxszc!!
    A więc to mag zaatakował Anike!
    Bardzo smutno mi z powodu Joachima...stracić przyjaciela :c
    Bardzo podoba mi się, że Anika pomogła i pocieszała Dawida :)
    Hehs nie ma to jak humor xD
    A i pytania Aniki. "Nauczysz mnie czarować?" Ciekawe czy się zgodzi??
    Rozdział fajny, ciekawy i czekam na nn
    Maja :3
    Ps. Se ja pierwsza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezupełnie wiem, co to znaczy "Mxszc!!", ale niech będzie. Tak, to mag xd O Joachima się nie martw... o cholercia... dobra nie czytaliście tego xd Black Humor :P Może się zgodzi, może nie... :D
      Dziękuję, może pojawi się jeszcze w tym miesiacu. :D
      Tak, ty pierwsza.

      Usuń
  2. Ona jest czarownicą? Czy mnie coś opuściło :O Chyba ostatnio nie dokładnie czytałam :\ Nie ważne. Rozdział zajebisty i czekam na następny.


    I obiecuję czytać dokładnie! :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chyba nie czytałaś czwartego rozdziału... nie dobrze ;D
      Dziękuję i miejmy nadzieję, że wena we mnie wstąpi i będzie mną miotało jak szatan.
      Obiecanki cacanki xd :D

      Usuń
  3. Więc nauczy ją czarować, czy nie? W sumie Maciej na pierwsze dwa pytania odpowiedział jakoś bezproblemowo. Czyżby jednak te jego słowa, że nie odejdzie póki nie otrzyma głowy dziewczyny na srebrnym talerzu nie były do końca prawdą? W sumie mam taką nadzieję, bo biorąc pod uwagę, że jest on magiem, to jako czarodziejka nasza bohaterka mogłaby się sporo od niego nauczyć. Wiem, mam przed sobą wroga, a już chcę, aby jednak stał się sprzymierzeńcem, ale przecież w końcu nic nie można dokładnie przewidzieć!
    Ogólnie rozdział świetny! Fajnie mi się go czytało i z miłą chęcią sięgnęłabym po więcej. Tak więc życzę dużo weny i aby następny rozdział pojawił się jeszcze szybciej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, wy wszystko chcielibyście wiedzieć, a ja w następnym rozdziale tak pokombinuje, żebyście się nie dowiedzieli xd Wierz mi, Anika jest taka jak ja, każdą straszną historię obraca w żart. :D Mogłaby xd Jezu, jesteś taka jak ja! Też lubię, jak wróg staje się sprzymierzeńcem !! Juhuu wrogowie, tu jestem :p
      Miło, że się podobało xd
      pozdrawiam :P

      Usuń
    2. Zdecydowanie przemiana wrogów w sprzymierzeńców jest według mnie jak najbardziej pozytywna. W końcu nie często to się zdarza, a jak już to zazwyczaj są to naprawdę dobrzy sprzymierzeńcy, a nawet przyjaciele...
      Jasne, że chciałabym wiedzieć wszystko, ale póki co chyba muszę uczyć się cierpliwości :)

      Usuń
  4. Przecież pamiętam o nim ! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy03:59

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, że pozostawiam informację tutaj - chciałabym mieć pewność, że ją zobaczysz.
    Ostateczny termin nadsyłania prac na Gaolowy konkurs został przesunięty na 23 czerwca (do 23:59), co oznacza, że przyznałyśmy dodatkowy tydzień - ze względu na kończący się semestr i rozpoczynającą sesję.
    Zatem, jeśli chciałabyś jeszcze przesłać pracę, zachęcam :) Na Gaolu pojawiła się krótka notka informacyjna z pewnymi uwagami do osób, które się zgłosiły.

    Pozdrawiam,
    Idariale [fair-gaol]

    OdpowiedzUsuń
  7. Końcówka - najlepsza! On ją chce zabić, a ona pyta się go czy nauczy ją czarować. Brunette masz niezłą wyobraźnię. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim, aby "ofiara" pytała o pomoc osobę, która chcę ją zabić. To jakby owca poprosiła wilka aby jej nie jadł. Mocne!
    No i błędów znów nie ma. Bądź z siebie dumna! Tylko to zdanie jest dla mnie jakieś dziwne - " Pomogłam mu przejść pod najbliższe zacienione miejsce, to jest pod drzewo, na którym wylądowałam po ciosie Macieja." - Mam racje czy nie? Ta część po przecinku pierwszym do drugiego.
    No i napisałaś "własnie" - ale to literówka, po prostu nie wcisnął Ci się klawisz. Każdemu się może zdarzyć. :)
    Bardzo podobała mi się ta część z przemyśleniami Aniki. Każdy umiera i już. Ale jednak i tak śmierć przeraża, nie? Wierzysz w reinkarnację?
    Często się zdarza, że nie lubi się głównego bohatera. Nie raz czytałam takie książki. Na przykład Eleny z Pamiętników (udało mi się przeczytać tylko pierwszą księgę:P), z pierwszych części "Domu Nocy" Zoey, Nihal z Kronik, itd. A Anikę jest świetną postacią, podoba mi się, nawet bardzo! Lubię, gdy żywię do głównego bohatera pozytywne uczucia. Ale wszystko się jeszcze może zmienić, nie? To dopiero początek przecież.
    Rozdział jest świetny i szkoda mi Dawida. A imię Joachim - zarąbiste! Skąd je wytrzasnęłaś? Szczerze pierwszy raz się z nim spotkałam.
    Weny!
    Pozdrawiam,
    Arwena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: Przepraszam, że tak późno komentuje. Szczerze nie mam żadnej wymówki. Lenistwo chyba jest najlepszym wyjaśnieniem.
      (Rozpisałam się troszkę, to taka rekompensata ^^ )

      Usuń