piątek, 30 sierpnia 2013

10. Koniec.

Utrata przytomności trwała dość krótko, a zakończona została niezbyt przyjemnym dla ucha wyciem. Pod palcami czułam mokrą trawę, za paznokciami widoczne był czarne grudki ziemi. Włosy w nieładzie otaczały moją głowę nasiąkając niedawno opadłym deszczem, ubranie przykleiło mi się do ciała, a wiatr potęgował uczucie zimna. Po chwili przypomniałam sobie jakie wydarzenia miały miejsce tuż przed omdleniem, rozejrzałam się dookoła gwałtownie siadając i podciągając kolana do klatki piersiowej. Dziwnie się czułam, uzmysławiając sobie, iż znajduję się na obrzeżu ulicy, w podartych spodniach i kurtce, a cała reszta moich rzeczy umorusana była w ciemnej, gęstej cieczy, podobnej do krwi. Dotknęłam dłonią bolącego punktu na głowie i poczułam jakąś ciecz. Podświadomość podpowiadała mi, co to może być, ale nie sądziłam, że wszystkie plamy na ciuchach należały do mnie. Chwile mi zajęło znalezienie źródła okropnych dźwięków, ponieważ nie mogłam się ruszyć. Dwie osoby, ubrane w ciemne ciuchy stały nad trzecią, widocznie nie poruszającą się, zdawać się mogło, że nawet nie oddychającą. Zerwałam się na równe nogi, co w mojej sytuacji nie było zbyt inteligentnym wyjściem, gdyż zdarzyły się dwie rzeczy, które mogłam wcześniej przewidzieć. Mokra nawierzchnia spowodowała moje pośliźnięcie, a w efekcie upadek, który skutkował rozsadzającym bólem w okolicach miednicy. Drugą rzeczą było ściągnięcie na siebie zdziwionych spojrzeń chłopaków i ich ironicznego i rozbawionego uśmiechu, samoistnie skończonego po krótkim jęku, który to wydała osoba leżąca pod drzewem, którą rozpoznałam jako Patrycję. Tym razem spróbowałam wstać spokojniej i udało mi się to bez zbędnych upadków. Podeszłam do dziewczyny, której ubranie było w podobnym stanie do mojego, ale z rany na brzuchu wylewało się coraz więcej krwi. Ten obraz tak mną wstrząsnął, że stanęłam jak sparaliżowana i wpatrywałam się w nią pustym wzrokiem. Dopiero potrząsanie całym moim ciałem przez Dawida i jego nawoływanie mojego imienia otrząsnęło mnie z otępienia. Przyklękłam obok brunetki i złapałam ją za rękę, nie wiedziałam co robić, w tym momencie byłam bezsilna. Czułam, gdzieś tam w środku naprawdę przeczuwałam, że mogę coś zrobić, ale byłam kompletnie załamana, a mózg nie pracował na zbyt szybkich obrotach, a i samej mnie nie chciało się myśleć w obliczu kolejnej tragedii nawiedzającej mnie w tak bezsensownie krótkim czasie. Usłyszałam delikatne kroki i cichą rozmowę, lecz nie miałam ochoty się w nią wsłuchiwać. Pomyślałam o tym, że gdybym tak bardzo nie chciała, aby wszystko było dobrze, gdyby nie moje idealistyczne poglądy na świat i ta chęć niesienia pomocy każdemu, to ta dziewczyna by żyła, śmiała się z nami, albo nawet siedziała pogrążona w ciszy na tylnym siedzeniu, próbując usunąć się z widoku przyciskając kolana do siebie, zwijając się w kulkę. Niesamowicie szybko nabrałam pewności, że winę za wszystko ponoszę ja. Byłam bliska nienawiści dla własnej istoty, za to, że kogokolwiek nie obdarzyłabym uczuciem, to ta osoba bardzo szybko przekonuje się, jak zwodnicza, a wręcz śmiercionośna jest miłość lub sympatia dla mojej osoby. Amatorsko próbowałam wyczuć jaki puls ma Patrycja, przykładając palec poniżej jej zaciśniętej w pięść dłoni i czułam tą iskrę, iskrę życia, która nie mogła zapłonąć. Gdybym wiedziała, czy jest jakiś sposób, magiczne czary-mary, by odwrócić to wszystko, ale skoro chłopaki nie potrafili tego wykonać, a według mnie mają większe zdolności niż początkujący Władca Żywiołu, to widocznie nie można było zrobić nic. Pierwsze łzy spłynęły po mojej twarzy, były całkiem zimne, lecz nie schłodziły płonących, czerwonych policzków. Nie wiedziałam w jakim momencie, ale zaczęłam powtarzać imię dziewczyny niczym mantrę. Nagle usłyszałam kolejny przytłumiony głos, który z sekundy na sekundę robił się coraz głośniejszy, a wtedy nie sposób było nie przysłuchiwać się kłótni, a głos mówiący najwięcej i najgłośniej okazał się głosem Mateusza. Zdesperowanym głosem Mateusza. Jedyny raz w życiu słyszałam taką wiarę w głosie, gdy próbowałam ratować swojego, teraz byłego, od nałogów, a było ich wiele. Głos desperata, widzącego światełko w tunelu. Kiedy ujrzał leżącą na mokrej ziemi dziewczynę z jego twarzy można było odczytać, że dla niego to światełko zaczęło gasnąć.
-Patrycja. - ton jakim to powiedział zaskoczył nawet chłopaków, to co najpierw zauważyłam w jego oczach, gasnącą nadzieję, zastąpiła miłość w czystej postaci, takiej jakiej pragnęłam jako mała dziewczynka, czekająca na swojego księcia z bajki, na białym rumaku. Z biegiem lat książę zmienił się w typowego macho, a koń w czarny motocykl, którym można było pojechać wszędzie i po prostu się zapomnieć. To właśnie moje hobby zbliżyło mnie do mojej ex-przyjaciółki, którą poznałam na torze kartingowym niedaleko największego w naszym mieście centrum handlowego. Rozpędzona wjechałam z tył jej wozu, na co i ona i ja wyskoczyłyśmy z nich i rzuciłyśmy się na siebie z "mordą". W końcu rozdzielili nas dwaj chłopacy, z czego z jednym połączyła mnie miłość, jednostronna, ale jednak. Zaczęliśmy się trzymać we czwórkę, wszędzie było nas pełno, później Marek się wyprowadził i jakoś tak się to skończyło. Wspominałabym dalej, ale właśnie ten moment wybrał sobie Mateusz, by złapać mnie za rękę i zadawać jakieś bzdurne pytania.
-Co to jest? - zapytał, wskazując znamię na moim przedramieniu w kształcie korony, które miałam od urodzenia i jakoś do tej pory zbytnio się nim nie przejmowałam. Szczególnie, że w lecie, kiedy dość mocno się opaliłam nie było go widać. 
-Znamię, mam je od zawsze.
-Czy ty wiesz, co to oznacza?
-Jestem wybrańcem, mam super moce i mogę przywracać do życia? Po co zadajesz mi takie głupie pytania, ją trzeba zawieźć do szpitala, musimy coś zrobić! Nie możemy siedzieć bezczynnie, bo ona umrze, nie rozumiecie tego?!
-Rozumiemy, ale my sami nie możemy jej pomóc, bo nie należy do żadnej ze stron! Jej urodziny wypadają za tydzień, do tego czasu jest... w pewnym sensie... poza zasięgiem naszych mocy.
-To wyczaruj sobie skrzydełka i poleć z nią do szpitala! - wrzasnęłam na Mateusza, nie mogąc dłużej utrzymać emocji na wodzy. Przecież to takie proste, przynajmniej w teorii.
-Ehh... dobra. Zrozum, to co dla ciebie teraz wydaje się idealnym rozwiązaniem, dla nas jest nie do zrobienia. Ja nie mogę wziąć jej na ręce z jednego prostego powodu, Anioły mogą przenosić tylko dusze bez grzechu, czyli albo małe dzieci, albo inne Anioły, rozumiesz?
-Nie, niczego nie rozumiem. Nie rozumiem tego, czemu jestem tu teraz z wami, choć niedawno wiodłam spokojne życie normalnej nastolatki. Nie mogę pojąć tej całej magii i zasad. Czemu to wszystko niszczy mi życie? Może mi odpowiecie? Właśnie tracę osobę, która w kilka dni stała mi się strasznie bliska, a ty mówisz, że nic nie możemy zrobić?
-Tak właściwie, to możemy.
-Co? - nadzieja odrodziła się, niczym feniks z popiołów, przynosząc mi ulgę, ale także pozostawiło we mnie strach. Do tej pory wydawało mi się spoko, że mam jakąś tam moc. Mogłam zapalać lub gasić jakikolwiek ogień jednym machnięciem dłoni, czułam wtedy, że to jest właśnie sens, dla którego się urodziłam, lecz teraz iluzja zrzuciła ze mnie swoje okrycie i stanęłam z prawdą twarzą w twarz. Byłam dziwadłem, nikt mnie nie rozumie, a przyjaciółka umiera na moich rękach. Co ja tak właściwie robię? Wzięłam sobie na barki większy ciężar niż mogę udźwignąć. Cóż, miejmy nadzieję, że szybko wybudzę się z tej kiepskiej komedii, a wszystkie te fantastyczne postacie znikną jak za dotknięciem magicznej różdżki. Cholera, tato, pomóż mi!

Jak ty się odzywasz do swojego ojca? Opanuj swój język i przestań panikować, możesz coś zdziałać i ty wiesz, jak. Musisz to pamiętać. To wspomnienie nie mogło zginąć. Wysil się i pomóż staruszkowi.

kilka lat wcześniej. 

Siedziałam na ławce pod szkołą podstawową i wpatrywałam się w ptaki na gałęzi, nagle jeden, jeszcze pisklę, zaczął spadać. Spadał w dół, a razem z nim pierwsze brązowe liście. One wirowały, on po prostu runął. Zerwałam się na nogi i podleciałam pod drzewo, które nazywaliśmy Sympatyczna Huśtawka, bo praktycznie na każdej gałęzi można było się huśtać, były i na tyle wytrzymałe, i na tyle stare, że pojawiały się we wspomnieniach naszych rodziców. Korzenie sięgały już kostki, którą wybrukowany był dziedziniec. Ptaszek spadł akurat na trawę, tuż obok początku kostki. Jedno skrzydełko miał nienaturalnie wygięte, schyliłam się i wzięłam go na ręce. Rodzice kazaliby my od razu go wyrzucić, bo może przenosić choroby. Uśmiechnęłam się krzywo i zastanowiłam, co mogę dla niego zrobić, może go pochować... Ale pod palcami poczułam delikatne pukanie. Żył, jego serduszko pracowało, powoli i delikatnie, ale pracowało. 
-Uratuję cię. Przysięgam - obietnice nie do spełnienia, słowa rzucone na wiatr, ale dawały nadzieję. Tego właśnie brakowało mi w tamtym momencie, nadziei. Ślepej wiary, że wreszcie rodzice mnie pokochają. Myślałam o tym, że chciałabym, aby przynajmniej ten ptaszek spełnił swoje marzenie, o lataniu i związanej z tym wolności. Nagle coś poruszyło się pomiędzy moimi zamkniętymi palcami. Otworzyłam dłoń i spojrzałam prosto na dorosłego już wróbelka, który zeskoczył z mojej dłoni i pofrunął z powrotem na drzewo. Uśmiech nie schodził z twarzy, dopóki nie wróciłam do domu i nie opowiedziałam historii rodzicom. Sądziłam, że będą uradowani mając taką zdolną córkę, ale oni potrafili tylko wykrzyczeć mi w twarz, iż jestem dziwadłem i nie powinnam wychodzić na dwór, bo robię im wstyd. Popłakałam się, ale starczyło mi dumy, by powiedzieć im, jak najbardziej wrogim tonem, że ich nienawidzę. Teraz zrozumiałam czemu byli tacy wściekli, nie chcieli obarczać i mnie, i siebie tym podłym dziedzictwem. 

-Anika, obudź się! Hej, wróć do nas. - głęboki głos Dawida wybudził mnie ze wspomnienia. Skojarzyłam kilka faktów. Nie rozróżniałam kto jest kim, bo zaszło słońce i było prawie całkowicie ciemno, drugie to, że Patrycja dostała drgawek, a trzecie to to, że Mateusza i Adama gdzieś wcięło. Zdjęłam głowę dziewczyny z kolan, przeszłam na nich aż do jej brzucha i położyłam ręce na ranie. Myślałam tylko o tym, co ona może zrobić. W głowie słyszałam jej śmiech, widziałam spojrzenia jakie kierowała do mnie - pełne przyjaźni, do chłopaków - wypełnione ciepłymi uczuciami, myślałam o wszystkich jej dobrych cechach, o tym jak mi pomogła, czego dla niej chciałam. Wiatr szarpnął moimi włosami rozwiewając je i plątając, ale nie zważałam na takie niedogodności, mogłam jej pomóc to się liczyło. Zamknęłam oczy i skupiłam się na jej ciele, na obrażeniach, których doznała i całkowicie wyłączyłam świadomość. Czułam, jak coś ciepłego i płynnego wypływa z moich rąk, kierując się do jej organizmu. W tym momencie miałam nad jej ciałem pełną kontrolę. Nie chciałam jednak jej wykorzystać, chciałam żeby wróciła, za każdą cenę. Nagłe szarpanie w dole brzucha kazało mi przestać, a ciecz podobna do tej wypływającej z moich dłoni teraz ciekła po moim ciele. Czułam pojawiającą się tam ranę. Nie chciałam na to patrzeć, ale wiedziałam, że muszę. Skłoniłam głowę akurat w momencie, gdy najgorszy ból, jak dotąd, przeszył moje ciało. Zaczęłam drżeć jak przed chwilą Patrycja, ale nie z zimna, było mi gorąco. Dziwiła mnie intensywność tego odczucia. Jakby ktoś wbił mi w brzuch tępy nóż, a później, pomalutku, obracał i wpychał go głębiej. Zrobiło mi się niedobrze, ale niczego dziś nie jadłam, a moje ciało odpowiedziało na to jedynie spazmami, pogłębiającymi wstrząsy. Znów leżałam na trawie, czułam ziemię, zimne, czarne ziarenka wplątujące się mi we włosy, brudzące moje ubrania - tak czy siak nadające się jedynie do prania- i wbijające się w mój kark większe kamienie. Paraliż zaczął się od stóp, nie mogłam poruszyć ani jednym palcem, później łydki, uda, a na końcu reszta ciała. Bałam się, panicznie, a jedynym narządem, jakim mogłam to ukazać to oczy, teraz szeroko otwarte, poszukujące twarzy... Jakiejkolwiek znajomej twarzy.

Nie poddawaj się! 

Tato! Nie chcę tego, ale nie dam rady. To tak bardzo boli. Nie mam już siły. Cały świat się rozmywał, drzewa, które wcześniej znaczyły brązowe i żółte liście teraz były jedną plamą w nieokreślonym kolorze. Chciało mi się spać, ale gdy tylko próbowałam zamknąć oczy powieki ani drgnęły. Poczułam w ustach metaliczny smak. Coś pociekło mi po policzku, a później poleciało na kark. Zrobiło mi się sucho w ustach, musiałam przełknąć ślinę razem z będącą teraz zmieszaną z nią posoką. Nagle zobaczyłam nad sobą Dawida.
-Malutka, gdzie ty idziesz? Nie odchodź. Wszystko się teraz zaczyna.
Dla was się zaczyna, dla mnie właśnie się kończy. Widziałam jasne światło gdzieś ponad koronami drzew, widziałam przyjazną twarz, wiedziałam, że już gdzieś ją widziałam, ale mój mózg nie chciał już pracować. Czułam się pusta, tak pusta jak opróżniona butelka wody. Nie było we mnie kropelki wilgoci. Miałam ochotę podać rękę, komukolwiek, byle tylko mnie z tego wyciągnął. Ale to i tak, by nic nie dało. Musiałam przejść z tego sama. Przypomniałam sobie pewną historię, którą czytałam dość niedawno. Jak ktoś, bardzo ważna osobistość, kazała wypić swoim służącym truciznę, by nikt nie mógł ich złapać. Ponad dziewięćset osób, w tym kobiet i dzieci, poniosło śmierć, tylko dlatego że ktoś miał taki kaprys. Później przypomniałam sobie tak nic nie znaczące wspomnienie, jak dzień ze szkoły, gdy ukryta w kącie słuchałam rozmów znajomych z klasy. Nagle jedna z nich, nie pamiętam już, która, stwierdziła, że jej dziadek umarł tylko dlatego, iż wrócił po niego jego brat. Może muszę umrzeć, bo tato się o mnie upomniał? Ostatnim tchnieniem wydałam dziwny odgłos, jakbym wzywała do siebie wszystkich tych, którzy w ciągu życia okazali mi przynajmniej odrobinę uczucia. Ciało wygięło się w łuk, a opadło już bez życia. Żegnajcie. 


***
W tym samym czasie, dwanaście kilometrów dalej. 

Rudowłosy chłopak oparł się o oparcie fotela, trzymając w dłoniach dziwną szkatułkę znalezioną dziwnym trafem na schodach do domu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które tak dobrze znał. Komoda w kolorze ciemnego brązu, leżały na niej koperty z różnych instytucji, o różnej formie. Niektóre dopiero zawiadamiały o tym, iż trzeba za coś zapłacić, inne, ponaglały, a ostatnie groziły zajęciem domu. Jego matka nie interesowała się tym zbytnio, od dawna mieli swoją umowę, dopóki ona przynosi do domu pieniądze on ma nie zadawać pytań. Poza kopertami stała tam ozdobna ramka, którą zrobił w pierwszej klasie podstawówki, zdjęcie w jej środku ukazywało postawnego mężczyznę koło trzydziestki, w mundurze stał z wyrazem zaciętości na twarzy. Podobno to był ojciec Tomasza, ale nie można być w stu procentach pewnym znając zawód jakim zajmuje się jego matka. Nie trudno było się domyślić, że chłopak był tak samo samotny jak umierająca dziewczyna, o której jednak miał dowiedzieć się dużo później. Nie będąc pewnym, co robić z dziwną szkatułką, zaczął przewracać ją w dłoniach i oglądać zdobienia, które wyryte były na całej powierzchni. Była piękna, co tu dużo mówić. Wijące się winorośle oplatały wichurę, tak jakby chciały ją całą opanować. Czuł się jakby był tą trąbą, a winorośle były miejscem w jakim mieszkał. Rozglądał się bez zainteresowania po pokoju, szafa, mająca prawdopodobnie więcej lat niż on, kanapa, na której widoczne były śladu użytkowania, w postaci obtartego skaju. Nie był to dom marzeń, ale jedyny jaki poznał w życiu. W końcu miał dość oczekiwania. Otworzył niespodziankę, a pokój nagle wypełnił się powietrzem, które przyciągały go do siebie oplatając, tak bardzo znajomymi ramionami. Całe ciało wypełniła mu radość. Chciał przygarnąć do siebie wiatr, ale ten mu uciekał. Nie denerwowało go to, wręcz przeciwnie, cieszył się z tej dziecinnej zabawy. Nagle wszystko się skończyło, a w drzwiach stanęła jego matka. 
-Co brałeś? 
-Nic, mamo - odrzekł, speszony opuszczając głowę. 
-A to co się tu przed chwilą działo? Goniłeś coś, czego nie było widać. Co to były za dragi i kto ci je sprzedał? 
-Mamo, to ta szkatułka, ona była wypełniona, takim dziwnym powietrzem i ja... nie mogłem się oprzeć - dokończył szeptem, usłyszawszy jak brzmi jego wytłumaczenie. W tym momencie miał pewność, że lepiej by było przyznać się do brania. 
-Ubieraj się, idziemy. 
-Mamo! 
-Zamknij się! - pierwszy raz słyszał, żeby krzyczała. Pierwszy raz poczuł do niej respekt. Wyszli do przedpokoju pełnego śmieci, których nikt nie chciał wyrzucić. Spojrzał na to z odrazą. Widział to wszystko oczami gości, którzy wchodzą i widzą ten cały syf. Zobaczył to oczami Natalii, pierwszej dziewczyny, jaką obdarzył miłością i pierwszej, która złamała mi serce. Wiedział, co sobie myślała, wchodząc do jego domu. Melina. Miejsce niedostatecznie bogate, dla rozpieszczonej smarkuli, chcącej związkiem z chłopakiem z niższych sfer okazać bunt. Nie do końca jej to wyszło. Jej rodzinka, ojciec, matka oraz starszy brat, weszli do niego do domu, nie kryjąc obrzydzenia i powiedzieli, że jeśli nie odpuszczę, to zmienią moje życie w piekło. Starzy wyszli, ale brat został. Wtedy ledwo doszedł do szpitala, po czym wylądował na oddziale intensywnej terapii z trzema połamanymi żebrami, złamanym nosem, krwawiącą wargą i odbitym płucem. Dwa tygodnie później wróciłam do szkoły, a od wejścia powitały mnie okrzyki, których lepiej sobie nie przypominać. Wtedy zaczął popalać. Zaczęło się od jednego papierosa, później kolejnych, a na końcu wypalał dwie paczki dziennie. Odbiło się to mocno na jego zdrowiu. Co chwilę pokasływał, na wychowaniu fizycznym dostawał coraz gorsze stopnie, ale ważne było, że po tych czterdziestu pięciu minutach znów mógł poczuć dym nikotyny w płucach. Matka odkryła to przypadkiem, gdy wróciła wcześniej z pracy i znalazła Tomka siedzącego na oknie z papierosem w ręku. Dziwne było to, że nie zrobiła awantury, porozmawiała z nim, a raczej sama ze sobą, on postanowił nie odpowiadać, wyszła z pokoju, wróciła, zabrała fajki i przez resztę tygodnia się do mnie nie odezwała. Miałem dość, więc przeprosiłem, choć nie wiedziałam za co. Wrócił do rzeczywistości, gdy razem z towarzyszącą mu kobietą znaleźli się pod budynkiem policji. Każdy, kto chociaż przez miesiąc mieszkał na tej ulicy, wiedział, iż komisariat od dawna był zamknięty.
-Co my tu, do cholery, robimy?
Odpowiedziała mu głucha cisza. Przyjrzał się dobrze staremu, niebieskiemu budynkowi. Ramy okien kiedyś były białe, od długiego czasu jednak nie malowane, stały się żółte, a w niektórych miejscach farba się łuszczyła. Na każdym piętrze były cztery okna, dwa po lewej, dwa po prawej. Stare, ciemnobrązowe drzwi zamknięte zostały przy pomocy grubego łańcucha i ogromnej kłódki. Zastanawiał się, co u licha się dzieje. Spróbował znów podpytać matkę, ale było to jak rzucanie grochem o ścianę. Wreszcie nie wytrzymał i wrzasnął na całą ulicę:
-Mamo, spójrz na mnie! 
Jedyne, co usłyszał w odpowiedzi to głośny pisk jakiegoś przerażonego kota, dźwięk tłuczonego szkła i spadających kartonów. 
-Tomasz, pójdziesz z nami!- głos, którego właściciela nie mógł zobaczyć, poniósł się pustą ulicą. Nie miałem zamiaru tego robić. Stopy same oderwały się od podłoża i pognały w stronę najbliższego baru. Havana. Miejsce pracy mojej matki. Transparent był już blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, ale ktoś zagrodził mu drogę. Nie mogąc wyhamować wpadł na wysokiego, umięśnionego chłopaka. 
-Ty jesteś Tomasz Zanak? 
-To ja, bo co?
-Pójdziesz z nami. - usłyszał w głosie nieznajomego jawną groźbę, tak więc, chociaż bardzo tego nie chciał, poszedł za nim. Towarzysz stawiał długie kroki, trudno było za nim nadążyć. Płuca coraz bardziej mnie bolały, nie chciałem jednak pokazywać tego i usilnie ukrywając mój głośny oddech szedłem dalej w stronę niezamieszkanych bloków, które kiedyś służyły jako Centrum Pomocy Chorym. 
-Czyś ty zwariował? Wiesz, jakie tam są wirusy? Można umrzeć w najgorszych bólach - tak jak z matką nie osiągnął niczego. Jednak w lichym świetle latarni dojrzał grymas na całkiem przystojnej twarzy chłopaka. Coraz bardziej zaczął go interesować. Co może być tak ważne, żeby wyciągać mnie z domu i ciągnąć w to nieczyste miejsce. Czemu ktoś tak się mną interesuje i to akurat wtedy, kiedy otworzyłem to coś. Zatrzymaliśmy się przy jednym z najbardziej zadbanych bloków, stara farba pokrywająca front bloku wyblakła i z biegiem czasu straciła swój blask. Okna, w większości powybijane i pozaklejany kawałkami kartonu. Jedynie bezdomni nie bali się tu zamieszkać, im było wszystko jedno, byle chroniło od wiatru i dawało odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Jednym ruchem ręki w powietrzu chłopaka i drzwi stanęły przed nimi otworem, a przed nimi była pustka.
-Właź - powiedział szorstko brunet i wszedł pierwszy po czym skierował swe kroki na pierwsze piętro nie pozwalając na obejrzenie sobie wnętrza. Im wyżej szliśmy tym jaśniej się stawało, dzięki lampom, jakimś cudem zapalonym.
-Nie rozglądaj się! Idź przodem, pierwsze drzwi na lewo.
-Jasne - odszepnąłem i podążyłem we wskazanym kierunku. Cisza aż bolała. W powietrzu unosiło się coś złego i nie chodziło wcale zarazki, bakterie i wirusy, ale o coś mroczniejszego. Drzwi do wskazanej sali były uchylone przez co słyszałem wyraźnie odgłosy dobywające się stamtąd.
-Myślałaś, że cię kocham? Proszę cię, jestem demonem. My jedynie nienawidzimy. Pewnie się dziwisz, iż nie ruszyłem tego białoskrzydłego dupka, cóż odpowiedź jest prosta, był potrzebny. Musiał obudzić w tobie zaufanie, a on nawet nie musiał się wysilać, te ich cudowne moce. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tak bardzo nam zaufałaś, czemu poczułaś z nami tak ogromną więź i byłaś pewna, że mogłabyś za nas spłonąć. Powiem ci. Maczałem w tym palce, z resztą Adam też. To jest nasz urok, przyciągamy, dajemy poczucie, że przy nas nic nikomu nie grozi, a gdy taki ktoś już w to uwierzy... zabijamy, okaleczamy, albo, jak w twoim wypadku, próbujemy wykorzystać. Wchodź, Żywiole Wiatru. Nie stercz tam, matka nie nauczyła, że nieładnie jest podsłuchiwać?
Widok, jaki zastał Tomasz wchodząc do pokoju był iście diabelski. Cztery łóżka stały w środku czegoś, co wyglądało jak krzywa wersja pentagramu, jedno było zajęte. Leżała na nim rudowłosa dziewczyna o anielskich rysach twarzy, naruszonych przez malutkie ranki, jakby podrapane. Włosy w nieładzie leżały na całej poduszce, poplątane. W jej pozie było coś nienaturalnego oraz ślicznego. Jasny blondyn teraz dopiero spojrzał na Dawida, rzucając mu krzywe spojrzenie, które nagle zmieniło się. Teraz było przerażone. Ten facet nie wyglądał jak normalny człowiek. Pomiędzy czarnymi jak heban włosami były ogromne rogi, lekko zakręcone na końcach, twarz była wykrzywiona radosnym grymasem, jakby przed chwilą wygrał wyścig, ciało mu parowało, a dłonie, w tym momencie zaciśnięte w pięści, były całkiem czerwone, jakby trzymał w nich włączoną zapalniczkę. Czarne oczy nie miały białek, usta ukazały cały rząd nierównych i zakończonych szpicem zębów. Wyglądał jak demon i właśnie taki miał zamiar.
-Kim ty jesteś? - zapytał Tomasz, widocznie wystraszonym głosem. Źrenice powiększyły mu się, a oczy nabiegły krwią. Teraz wyglądał jak malutki i niepozorny szczeniak skonfrontowany z ogromnym, wściekłym wilczurem.
-Jestem... twoim koszmarem sennym. A teraz wejdź do środka i kładź się, nie martw się i nie bój. Na razie nie zrobię ci krzywdy, ale jeśli dobrze pójdzie, to już stąd nie wyjdziesz.
Szarpnął go za rękę i wprowadził do gwiazdy, a chłopak chcąc czy nie musiał się poddać.
Wiedział jedno.
To nie skończy się dobrze.

~~
Tak, to znów ja. Jestem z Was, bardzo, ale to bardzo, niezadowolona. Nikt mnie nie czyta, albo nie macie ochoty komentować, więc ze złości napisałam długi rozdział (jak dla mnie). Wrrr.
Jestem zła.
Szkoła jest do bani.
Odechciewa się nawet czekolady *_* (a może jednak nie :D)

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział :) Ciekawe jest to o tym pentagramie i tych łóżkach.

    Czekam na dalszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Odechciewa się nawet czekolady"? Nawet nie żartuj, bo jej to chyba nigdy mi się nie odechce. Chyba jestem od niej uzależniona :D Przechodząc jednak do konkretów... Rozdział bardzo mi się podoba, co prawda w drugiej części trochę gubiłam się z narracją, ale i tak było nieźle. Ogólnie mam nadzieje, że Anika przeżyje, że nic jej nie będzie i że rzeczywiście udało jej się uratować Patrycję. Poza tym to nie może się tak dla niej skończyć, w końcu jest przed nią jeszcze ta misja. Jeśli o nią chodzi. Mam wrażenie, że dla Tomasza jest niestety za późno. Co prawda jeszcze trzymam kciuki, abym się myliła, ale ta końcówka... Właśnie końcówka! Jak ty tak możesz zawsze kończyć w najciekawszym momencie? Ja już chcę więcej! Tak więc pisz i udostępniaj! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na zwiastun : https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=sxrfhxMOqqg
    Jeśli cie zaciekawi zajrzj :)
    http://he-wants-to-be-the-way-i-am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że ja nawaliłam :( Czytam tego bloga i śledzę losy Aniki i jej znajomych, a mimo to ani razu nie skomentowałam (chyba) :( Przepraszam, ale wprost miałam zawaloną głowę :* Dlatego już będę się starała WSZYSTKIE następne rozdziały komentować, lecz nie obraź się na mnie, jeśli któryś pominę, lecz chodzę do LO o profilu policyjnym i będę miała wieeeele wyjazdów :/
    Tak więc...
    Co do twojego bloga... :>
    Niezmiernie podoba mi się tematyka :) Wpadłaś na wspaniały pomysł i cieszę się, że postanowiłaś się z nami nim podzielić :3
    Masz świetny styl pisania, czego nie posiadam ja, ale ciii! :D Umiesz wszystko dobrze opisać... Miejsce, sytuacje, uczucia.. :) Aby to umieć potrzeba naprawdę dużego talentu, a ty go posiadasz :)
    Już czytając sam prolog, czytelnik chce więcej :) Z tej historii mógłby być bestseler (nie wiem czy dobrze do napisałam xd). I zapewne książka trafiłaby w moje ręce, gdyż jestem poszukiwaczką ciekawych książek :) Moja kolekcja ciągle się zwiększa :) Fantastyka, kryminalistyka... To twa moje ulubione gatunki no i jeszcze romanse kryminalne :) I twoja historia zalicza się do tego co ja lubię :)
    Dziękuję ci, że dzielisz się z nami swoją twórczością <333 Wiedz, że ja już czekam z niecierpliwością na nn, bo zaciekawiłaś mnie końcem tego rozdziału :> Mam nadzieję, że Anice nic nie będzie i Dawid tylko chwilowo jest zły, bo przecież zawsze był względem Aniki miły i opiekuńczy, a nawet się całowali, więc... No chyba, że to była tylko przykrywka i dopiero teraz pokazał swoje rogi (a przecież pokazał).. :D Mam nadzieję, że Patrycja przeżyła, bo Anika ją uratowała (mam tylko nadzieje, że nie pokręciłam nic w imieniu głównej bohaterki).. ; D
    Ciekawe jak sobie poradzi Tomasz ... Oby nic mu nie zrobili :) I żeby ta historia skończyła się szczęśliwie :>
    Więc pisz dalej i nie marudź :) Na pewno wiele osób śledzi losy Aniki, tylko nie wszyscy mogą komentować :)

    Pozdrawiam gorąco i czekam na nn <333
    Normalnaa Psychopatkaa :>
    Buziaki :*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń