poniedziałek, 25 lutego 2013

1. Szpital.


Jeden.

 Ocknęłam się, gdy słońce wchodziło za horyzont, a niebo zabarwiło się na pomarańczowo. Obłoki leniwie podróżowały po widnokręgu. Napawałam się tym widokiem, wysłuchując monotonii pikania i burczenia maszyn. Rozejrzałam się dookoła,wszystko w tej sali było oślepiająco jasne. Łóżko, na którym leżałam, miało białe nogi, materac w kolorze ecru, kremową poduszkę i cienką, bialusieńką, puchową kołdrę. W pokoju byłam sama, ale pognieciona pościel na drugim łóżku świadczyła o obecności jakiegoś człowieka. Na szafce leżała książka w grubej, złoto-brązowej oprawie, z czarnymi, pogrubionymi literami na okładce.
     Na mojej szafce, była jedynie siatka pomarańczy, a obok niej butelka wody. Wyciągnęłam rękę po butelkę, ale ledwo co ją podniosłam, poczułam rurkę, podłączoną do niej wenflonem. Wzdrygnęłam się, bo jedyne czego się bałam bardziej od pająków, to igły. Te okropne, zimne, cienkie kawałki metalu budziły we mnie obrzydzenie. Zdecydowałam, że zaspokojenie pragnienia może poczekać.
     Moje przemyślenia przerwało, nagłe i niespodziewane, wejście pielęgniarki i lekarza. On ubrany w biało-niebieski kitel, z uśmiechem na twarzy i wynikami w lewej ręce, podszedł do aparatury i sprawdził reakcje mojego organizmu, ona zajęła się poprawianiem pościeli na sąsiednim łóżku, szeleszcząc nią przy każdym ruchu. Doktor, nadal z radością wypisaną na twarzy,podszedł do mnie i powiedział:

- Wszystko w normie, oprócz lekkiego wstrząsu mózgu. Jutro zostanie pani stąd wypisana.

-Bardzo dziękuję- odpowiedziałam z uśmiechem.
      Z braku innego zajęcia zaczęłam obserwować każdy krok wychodzącej z pokoju pary. Już jutro zasnę we własnym łóżku, a do snu utuli mnie szum liści spadających z drzew otaczających mój domek w lasku. Jak ja się za tym miejscem stęskniłam, ostatni raz widziałam go przed imprezą. Ah, ta feralna impreza...
     Moje myśli wykonały drastyczny obrót o sto osiemdziesiąt stopni, do wieczoru wypadku przypomniałam sobie każdą chwilę, aż do momentu utraty przytomności. Biegłam ciemnymi ulicami z myślą "Jak najszybciej do domu! Muszę stąd uciec.". Wszystko przez Ankę, która zaprosiła mnie na imprezę. Organizatorem okazał się Sebastian, kumpel mojego byłego chłopaka, z którym rozstałam się kilka tygodni temu w dość niemiłych okolicznościach. Złapałam go na zdradzie z Magdą.
     Długonoga, przefarbowana na jasnoblond, niebieskooka, puszczalska odbiła mi chłopaka, który zarzekał się na Niebo, Ziemię,Słońce i gwiazdy, że nigdy nie popatrzy dwa razy na inną. W sumie nie złamał przysięgi, on na nią nie patrzył, on ją pożerał wzrokiem, przy okazji namiętnie całując, pieszcząc i urabiając miłymi słówkami, to samo robił ze mną i zapewne wieloma innymi.
     Na wspomnienie jego pięknych, niebieskich, roześmianych oczu, uśmiechu wyginającego jego wargi i pięknych słów wypływających z nich, w oczach ukazały mi się łzy. Nadal bolało, ale już nie tak przejmująco, jak wcześniej. A myślałam, że udało mi się od niego uwolnić.
     Wiedziałam, że Ania chciała dobrze, no cóż, nie wyszło jej. Pech, to właśnie parszywy, wredny, judzący pech, towarzyszy mi od lat. Anka była jedynie marionetką w jego skalanych bólem, nieszczęściem i cierpieniem łapach.
     Od pierwszego kroku poza granicę obszaru wokół domu, ogarniało mnie poczucie źle dokonanego wyboru. "Nie idź", mówiło mi coś w środku, ale ja uparcie dążyłam dalej, pokonując kolejne metry dzielące mnie od bram miasta. Kiedy znalazłam się już w autobusie, palący ból brzucha oznajmiał mi, że nie ma już wyjścia. Wysiadłam na zdezelowanym przystanku, a swe kroki skierowałam w stronę , tak samo jak przystanek, zaniedbanych bloków. Obcasy stukały, na wyłożonym kostką chodniku, wiatr wył, biegając pomiędzy domami, muskając moje ciało zimnym, przeszywającym chłodem, który wchodził pod ubranie, docierając aż do kości, tworząc na skórze gęsią skórkę. Dopięłam skórzaną kurtkę do końca, mocniej przyciągnęłam do siebie malutką torebkę. Co chwilę rozglądałam się na boki, a uczucie, że jestem obserwowana nie opuszczało mnie, nawet wtedy , gdy znalazłam się przy starej, pomalowanej na szaro kamienicy, z której dobiegały odgłosy zabawy, muzyka i rozmowy, prowadzone nienaturalnie wysokim tonem głosu. Szybko poruszając się po trawniku, doszłam do drzwi.
     Uchyliłam je delikatnie, a moim oczom ukazał się widok wręcz przerażający.
Upici do nieprzytomności ludzie, leżeli na schodach i podłogach, inni wisieli na obdrapanych balustradach, a dookoła nich, lub pod nimi, rozlane po całej powierzchni klatki, pływały wymioty. Obrzydzona tą scenerią chciałam się grzecznie wycofać, nie zostawiając po sobie śladu obecności, jednak ktoś wciągnął mnie do środka i wylądowałam butem w centrum smrodu. Zatykając sobie nos, rozglądnęłam się za osobą, dzięki której tu stałam. Nie znalazłam jej. Skoro jednak już tu byłam, zdecydowałam się na poszukanie przyjaciółki. Powoli wymijałam kałuże i w ten sposób weszłam na pierwsze piętro. Już po pierwszych dziesięciu sekundach znalazłam centrum zabawy. W mieszkaniu numer piętnaście tańce trwały w najlepsze. Delikatnie stawiałam kroczki, po chwili jednak musiałam przeskoczyć nad leżącym na progu chłopakiem, w międzyczasie szukając Anki. Zamiast niej znalazłam mojego eks, nieźle już wstawionego, siedzącego na fotelu z papierosem w ustach i butelką piwa w ręce, drugą dłonią masującego pośladki kształtnej brunetki.
     Łzy stanęły mi w oczach, a gardło zatkała dławiąca gula, w samą porę zdążyłam, to opanować, gdyż on skierował swój wzrok na moją osobę, ubraną w czarne, dobrze przylegające do ciała jeansy i zieloną bluzkę z cekinami, którą odsłoniłam przez rozpięcie kurtki. Jego zęby błysnęły w uśmiechu, który zgasł równie szybko jak się pojawił, bo zdał sobie sprawę w jakiej niezręcznej sytuacji się znajdujemy. Jednym zręcznym, jak na pijanego, ruchem zrzucił dziewczynę z kolan i wstał. Chybotliwym krokiem skierował się w moją stronę. Z niesmakiem na twarzy patrzyłam na rzeczy, które trzymał w ręku, on skierował swoje spojrzenie w tę samą stronę i upuścił flaszkę i niedopałek, po czym z miną niewinnego stanął naprzeciwko mnie, próbując otoczyć mnie swoimi ramionami. Odsunęłam się z odrazą i odepchnęłam jego łapska. Jednak on ani myślał się poddawać, lecz i tak nie dałam mu się przytulić. Spojrzał na mnie prosząco, lecz ja jakby nigdy nic, obeszłam jego osobę i skierowałam się na dalsze poszukiwania koleżanki.
     Andrzej wybrał mnie na cel i nie odstępował na krok. Najpierw irytowałam się tym, ale z czasem udało mi się to ignorować. Nagle sądząc, że toleruję jego osobę w moim otoczeniu, pociągnął mnie za rękę na parkiet, co tutaj określało podziurawiony dywan, w kolorze wściekłego różu. Wyrwałam dłoń z jego uścisku, który kiedyś byłby dla mnie nie do pokonania, ale teraz, kiedy się wreszcie ustabilizowałam z łatwością potrafiłam oprzeć się pokusie tańca z przystojnym chłopakiem, którym od dawna nie był. Narkotyki i inne używki zrobiły z miłego, czułego i idealnego chłopaka, totalnego kretyna o ogromnych mięśniach i małym mózgu nie ogarniającym niczego poza jego własną osobą. Co do cholery się z nim stało?
    Podbiegłam do schodów na górę i, pokonując je po dwa stopnie na raz, wbiegłam na kolejne piętro. Zajrzałam do pierwszego pokoju, było pusto. W kolejnym znalazłam przyjaciółkę, obejmującą jakiegoś wysokiego, wysportowanego i upitego blondyna, który namiętnie całował ją w szyję, a ona, jęcząc cicho, wyginała się zapraszając go do dalszych pieszczot. Mocno trzasnęłam drzwiami, oznajmiając moje przybycie.
    Odskoczyli od siebie jak oparzeni i rozkojarzonym wzrokiem przeczesali pomieszczenie, zupełnie nie zwracając uwagi na wszędzie obecny syf. Pierwsza rezon odzyskała Anna, która podchodząc do mnie chwiała się tak mocno, że dziwiłam się, że nie upada. To, a także uśmiech na twarzy i ogromne źrenice uświadomiły mi jedną rzecz. Anka jest naćpana, ona grzeczna, nieskazitelna dziewczyna ćpała, moje odkrycie wywołało u niej jedynie histeryczny śmiech. Oparła rękę na moim ramieniu, patrząc mi głęboko w oczy, nie zwracając uwagi na faceta i jego, godne pożałowania, obelgi, oznajmiła:
     -O, jesteś! Myślałam, że nie przyjdziesz. Skoro jednak już jesteś, to chodź. Napijemy się. Chcesz wódkę czy coś innego?
     -Nie chcę nic. Wychodzimy, jesteś prawie nieprzytomna!
     -Ja nigdzie nie idę - oznajmiła mi bełkotliwym tonem, który ledwo co zrozumiałam. Jak chce zostać, to niech zostanie, ale ja po nią jutro nie przyjadę. Jak to możliwe, że życie może się tak spieprzyć, po kilku miesiącach samodzielnego życia.
     -Spoko, nara.
     -Czekaj! - zawołała, wpatrując się w moje plecy. Schodziłam na dół, a tuż za mną szła Anna. Nie zważając na swój stan, praktycznie zbiegała ze schodów, mało brakowało, by upadła, lecz w ostatnim momencie złapało ją silne ramię Andrzeja. Ona wpatrywała się w niego swoimi złotymi oczami, a w chwilę później przyciągnęła do siebie jego twarz i pochłonął ich pocałunek. Znów wróciło uczucie dławienia w gardle i piachu pod powiekami. Nie czekałam na część dalszą przedstawienia, wybiegłam z budynku gwałtownie wciągając czyste i świeże powietrze. Przemierzałam dróżki wyłożone kamieniami, torebka odbijała się od mojego uda, a nogi automatycznie kierowały się w stronę przystanku. Nie zwracałam uwagi na wygląd otoczenia, już wystarczająco napatrzyłam się na obleśny wystrój mieszkania, w którym odbywała się impreza. Byle jakie meble, okropne dywany, nie miałam ochoty nawet tego wspominać.
    Łzy przesłoniły mi widok, a starannie zrobiony makijaż spływał po twarzy, tworząc czarne smugi. Przetarłam twarz wierzchem dłoni, rozmazując resztki make-upu. Roztrzęsiona szukałam przystanku, nie czując wypadających z rudego koka wsuwek. Raz w życiu postarałam się ze sztywnych, prostych włosów sięgających pasa zrobić coś pięknego i wszystko poszło na nic. W pewnym momencie złamał mi się obcas. Zrzuciłam buty z nóg, zostawiając czarno-bordowe szpilki na pastwę losu. Pokonałam zakręt i uderzyłam w coś. Jedyne co pamiętam to to, że wpadłam na posiadacza niezwykle pięknych,, czarnych, błyszczących oczu.
     A potem... była ciemność.
     Ocknęłam się z aparaturą u boku na niewygodnym łóżku w sali szpitalnej. Później przyszedł lekarz, zapadłam w sen bez marzeń, wizyta matki, tłumaczenia, że ojciec nie mógł przyjść bo zatrzymała go praca. Zignorowałam to, byłam przyzwyczajona, że gdy chodzi o wybór pomiędzy : a) pracą a b) córką zawsze wygrywa odpowiedź a. Potem mama wyszła, a ja znów zasnęłam.
     Myśli przerwało mi wejście do pokoju mojej współlokatorki.
     -Dzień dobry! - przywitała się wesoło, żwawym krokiem przemierzając odległość pomiędzy drzwiami a łóżkiem, po czym siadła za nim i zabrała się za czytanie. Jej ciemne, krótkie włosy były rozwichrzone, a na nos założyła okulary.
     -Witam! - odpowiedziałam równie miło, wpatrując się w pustkę białego sufitu. Mój umysł zwolnił obroty, lecz spać nie dawała mi suchość w ustach. Wyciągnęłam prawą rękę, łapię butelkę i nie patrząc na rurki w moim ciele, siadam na łóżku i biorę kilka solidnych łyków. Gdy pragnienie zostało zaspokojone, nareszcie mogłam zasnąć. Wpadłam w krainę sennych marzeń, a za oknem słońce witało się z horyzontem.
     Kiedy znowu wstałam słońce świeciło wysoko na widnokręgu. Moja sąsiadka jeszcze śpi, prawdopodobnie czytała do późna. Leżę tak w ciszy, próbując wymyślić dla siebie jakieś zajęcie, a do głowy wpada mi jedynie tworzenie historyjek dla dzieci, lub przypominanie sobie dawnych czasów.
     Wybieram drugie wyjście i cofam się do epoki bogów i herosów, od zawsze je lubiłam, więc czemu by nie powymyślać nowych historii? Oddalam całą wyobraźnię w czasy Syzyfa, Demeter, Kory i Zeusa. Już po godzinie zaczyna mnie to nudzić, więc wzywam pielęgniarkę. Dziewczyna mniej więcej dwudziestosześcioletnia przychodzi po kilku minutach.
     -Tak? -  pyta głębokim głosem. Kieruje na mnie wzrok spod mocno wymalowanych na czarno oczu, a usta pociągnięte błyszczykiem pozostają w tym samym, ignorującym wyrazie.
     -Chciałabym prosić o odłączenie ode mnie tego wszystkiego - przejeżdżam spojrzeniem po rurkach i maszynach po czym, ostentacyjnie ignorując lekceważący wyraz twarzy dziewczyny, rozkładam ręce.
     -Chwileczkę, pójdę po lekarza - mówi, a ja czuję, że jest oburzona. Prawdopodobnie wyrwałam ją od bardzo zajmującego zajęcia, które nazywa się "malowanie paznokci". Wiem to, bo jedną rękę ma ledwo zaczętą. Wyszła z sali zbyt mocno kołysząc biodrami, a ślad po niej zaginął, gdy stukanie jej butów umilkło. Jedynym znakiem jej niedawnej obecności był duszący zapach tanich perfum i lakieru do włosów. Lekarz przyszedł po dwóch minutach od wyjścia lalusiowatej blondi.
     -Co ja słyszę! Chce pani opuścić nasze skromne progi? No, nie dziwię się pani, sam najchętniej wróciłbym do narzeczonej, to ta pielęgniarka, z którą byłem tu wczoraj. Pamięta pani? - skinęłam głową, ten człowiek coś w sobie miał. Był taki naturalny i ciepły, nie dziwiłam się , że pokochał słodką pielęgniarkę. Jedynie doktor, dziewczyna z książką i ukochana lekarza wydają się mili. Na szczęście pan doktor szybko i sprawnie odłączył aparaturę, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Odpowiedziałam tym samym, stanęłam na czystej podłodze, wzięłam ubranie z krzesła i przeszłam do łazienki po drugiej stronie korytarza. Ubrana w brązowe leginsy i kremową bluzkę wróciłam do pokoju, w którym nie zastałam lekarza, spakowałam się do niebieskiej torebki, a że nie było tego dużo, to już po półgodziny wychodziłam ze szpitala. Zadzwoniłam po taksówkę.
     Pokonanie kilkudziesięciu kilometrów do domu zajęło nam półgodziny. Taksówkarzem okazał się miły staruszek. Jego włosy przyprószone były siwizną, lecz naturalny, jasnobrązowy kolor można było jeszcze wyłapać. Mężczyzna okazał się rozmowny, kilka minut zajęło mu opowiedzenie mi historii swojej rodziny, a także pokazanie zdjęć swoich wnucząt. Ma dwie córki, wnuka i wnuczkę, których kocha ponad życie, a żona to istny anioł, odzwierciedlenie miłości, łagodności i dobroci, istny dar od Boga.
     Przed domem podziękowałam mu, zapłaciłam i dodałam trochę na czekolady dla wnuków, skinęłam głową na pożegnanie i poszłam otworzyć drzwi. Z torebeczki wyjęłam klucz, włożyłam go do starego zamka i spróbowałam przekręcić, ale, o dziwo, drzwi były otwarte. Czyżbym ich nie zamknęła? Nie, to niemożliwe. Klucz zawsze trzymam w ręce, zamykam wejście, dopiero wtedy chowając go do torebki. Odpowiedzią na moje pytanie okazał się ojciec. Spał spokojnie na fotelu w salonie, co chwilę pochrapując i drapiąc się po głowie. Szturchnęłam go w ramię, nie siląc się na delikatność. Przebudził się z głębokim ziewnięciem. Odór alkoholu uderzył we mnie niczym fala tsunami w biednego plażowicza, o mało nie zwalając mnie z nóg.
     A więc to dlatego nie przyszedł! Mój tatuś, prostolinijna, sprzeciwiająca się spożywaniu procentów osoba, był pijany! Otworzył oczy, a usta wykrzywiły się mu kpiąco. Cała jego zwalista postać uniosła się i zachwiała. On złapał się za głowę i jęknął przeciągle.
     -Oo! Już wróciłaś? Sądziłem, że pijaków trzymają dłużej.
     -Ja nie piję, a ty dobrze o tym wiesz. I to ja przychodzę do domu, a to ty leżysz na fotelu przesypiając kaca- ubodło mnie stwierdzenie o moim niby "piciu", ale zniosłam jego słowa z wysoko uniesionym czołem, odgryzając się. W moje słowa wlałam tyle jadu ile tylko się dało.
     -Raz w życiu można. Jestem dorosły!- pięknie! Nie tylko zalany, lecz i skory do kłótni. Chyba jednak mnie nie docenił.
     -To zachowaj się jak dorosły i wróć do własnego domu! Przyjmij konsekwencje zachowania jak prawdziwy facet, a nie ukrywasz się w domu córki!- widziałam zszokowaną minę ojca, która przyniosła mi wiele satysfakcji i lustrujące mnie spojrzenie. Ręką wskazałam mu drzwi, życzliwym tonem życząc miłego dnia.
     Trzaśnięcie drzwiami i głośne przekleństwa dobiegły do mnie z podwórka, ale nie miałam ochoty teraz się tym przejmować. Poszłam za to ocenić stan domu, po nocnej eskapadzie ojczulka.
     Wszystko było w miarę dobrze, nie licząc kurzu i lekkiego brudu na podłodze. Widocznie tatusiek bawił się gdzieś indziej. Wsadziłam płytę z ulubionym miksem piosenek i zajęłam się sprzątaniem. Odkurzacz burczał cicho, pozwalając mi na rozkoszowanie się muzyką. Nagle z głośników dobiegło do mnie "No one", a ja, całkowicie zapominając o sprzątaniu, zajęłam się śpiewaniem. Kilka minut później skończyłam odkurzać salon, reszta, czyli dwa pokoje, łazienka oraz kuchnia zajęły mi pół godziny. Został tylko kurz. Po chwili, gdy dom był już czysty,  ja zajęłam gotowaniem obiadu. Cicho nucąc, mieszałam sos pomidorowy do spaghetti. Makaron już dawno ugotowany stał w misie i czekał.
     Zerknęłam w okno, a tam, pomiędzy drzewami mignęła mi postać dużego zwierzęcia, które stanęło w cieniu i wpatrywało się we mnie... czarnymi jak noc, błyszczącymi, prześladującymi mnie oczami.


***

22 komentarze:

  1. Anonimowy01:41

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Ty chyba nie doczytałaś Prologu. Ona się z nim zderzyła, a on biegł. Nie ma co... fajnie czyta się takie komentarze, podnoszą na duchu i dają siłę do pisania, bo czasem się po prostu odechciewa. Nie mów, Ty też byś tak potrafiła.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo fajnie się zaczyna. Też nie do końca wiem, co jej się stało. Była trzeźwa, tylko wzburzona i nagle traci przytomność i ma lekkie wstrząśnienie mózgu. Ktoś ją uderzył? Ale przecież nie czuła nic przed utratą przytomności. Obserwuję i czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że szybko się pojawi.

    U mnie pojawił się nowy rozdział. Jeśli masz ochotę zapraszam :)

    my-fantasy-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj komentarz wyżej, a dowiesz się co się stało. No cóż, kolejny rozdział już za trzy... nie, dwanaście dni, ale ten czas leci. A rozdziały przeczytałam z zapartym tchem. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Anonimowy12:56

    świetnie piszesz, bardzo podobają mi się opisy przeżyć, pogody, takie poetyckie :) a jak masz chwilę to proszę, zajrzyj do mnie : luckymemory.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, na pewno zajrzę. ; D

      Usuń
  4. Według mnie rozdział mim, ze dosyć spokojny jest całkiem udany. Posunę się nawet do określenia, że mi się podoba. No cóż opisałaś wszystko tak dokładnie i wiarygodnie, że nie wiem, kiedy wszystko przeczytałam, jakoś tak miałam tekst w jednej chwili przed oczami, a w następnej się skończył. Ale niestety z dobrymi rozdziałami tak to bywa, chociaż przyznaje, że było by jeszcze lepiej, gdyby działo się tu coś więcej.
    Nie zazdroszczę bohaterce, za nic nie chciałabym być na jej miejscu i nie dość to dla ukoronowania jej cudownych przeżyć z naćpanymi i upitymi "kolegami", spotkać w swoim własnym domu, również pod wpływem procentów, ojca. Nie za ciekawy okres w jej życiu nastał i szczerze zastanawia mnie, co wydarzy się dalej. W końcu to dopiero fragment historii, której rozwinięcia wciąż nie znam. Cóż będę czekać na więcej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, toś się rozwinęła. Staram się opisywać wszystko najlepiej jak potrafię, ale nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę, że nie otaczam się właśnie takimi osobami i nigdy nie byłam w szpitalu (szook). Masz rację, to dopiero fragment historii, ale jej rozwinięcie może Cię zdziwić.
      Tak właściwie, kiedy nowy rozdział!?
      Pozdrawiam. ; D

      Usuń
  5. Zacznę może od tego, od czego zazwyczaj zaczynam: z góry przestrzegam przed wszelkimi chamskimi wyrażeniami czy krytyką, bowiem nie panuję nad tym i jest to ode mnie niezależne.
    Zatem pierwsze primo to pytanie o czcionkę. Dlaczego jest pochylona? Taką wersję zdecydowanie źle się czyta. Poza tym znalazłam kilka błędów, których wypisanie tu mijało by się z celem - sądzę, że jak tylko głębiej zanurzysz się w treść, sama je odnajdziesz.
    Dlaczego lekarz został tak przedstawiony? Raczej mało prawdopodobnym jest, by z uśmiechem odpiął aparaturę i krzyżyk na drogę postawił. W myśl przysięgi, lekarz nie może wypuścić pacjenta, kiedy nie jest pełen sił i są podłączone do niego maszyny - mógłby uważać, że osoba w razie wypadku poskradała zmysły i tym bardziej zmusić do dłuższego pobytu. Z drugiej zaś strony, skoro dziewczynie nic nie było, z jakiej racji znalazła się pod kroplówką?
    Następnie: dlaczego bohaterkę musiał spotkać taki nawał złej passy? Zdrada, łamanie obcasów, pijany ojciec, pobyt w szpitalu - bardziej do Trudnych spraw się nadaje, które są takie, jakie są.
    Efektu podbudowania napięcia nie wyczułam. Zbyt szybko, zbyt krótko, a trójkropek wcale nie daje pożądanej funkcji. Mogłabyś opisać bardziej, nie wiem, grozę? Strach? Przeczucie obserwacji? Odpowiednio wcześnie budować napięcie, by rzeczywiście odniósł sukces.
    Masz specyficzny styl, trochę potoczny, trochę niepoprawny. Za dużo krótkich zdań o podobnym wydźwięku obok siebie, co daje takie dziwne uczucie recytowania.
    Pod względem fabularnym ciężko cokolwiek więcej powiedzieć ze względu na małą ilość wątków, choć spodobał mi się fakt naćpanej i zakrapianej alkoholem imprezy. Aż za bardzo prawdziwe. Trochę też z tym ojcem nie zrozumiałam. Dlaczego posiadał klucze do mieszkania dziewczyny?

    Nie chcę cię demotywować, wręcz przeciwnie, a moja, zbyt może, krytyczna opinia raczej powinna ci pomóc aniżeli puste pochwały.

    Co do informowania - może zabrzmi to niegrzecznie, ale nie prosiłam byś mnie informowała. Kiedy znajduję czas to sama przeglądam czytane blogi.

    Ach, no i dziękuję za życzenia. To miłe, a jednocześnie odrobinę dziwne. Dlaczego osoba, której w ogóle nie znam, składa mi życzenia? Mimo wszystko doceniam.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, od początku właśnie tak widziałam ten rozdział, mój brak wiedzy medycznej bierze się z braku jakiegokolwiek doświadczenia oraz zainteresowania na poziomie zero. Taki nawał złej passy... Jak to mówię "Jeśli spotyka Cię dużo złego, to dobrego będzie jeszcze więcej." - optymistka. Ona się nie bała, jak to w prologu, on poczuł dreszcz, a ona zapamiętała oczy. Na takiej imprezie nie byłam, pomysł "zeżarłam" z Projektu X i American Pie ( i tym podobnych Amerykańskich komedii dla kretynów. ) Ojciec posiadał klucze, bo to tak, właściwie także jego dom. Opinia pomogła, i zachęciła do dalszego działania i wypacania z siebie siódmych potów. Przy czym słuchania głośno muzyki, więc moja mama jest leciutko podenerwowana (bez kija nie podchodź). Poinformowałam, bo... informowałam wszystkich i nie chciałam nikogo pominąć. Proszę bardzo.
      Pozdrawiam i dziękuję za tak wyczerpującą opinię. Czasem krytyka jest lepsza niż pusta pochwała. ; D

      Usuń
  6. Anonimowy12:54

    Witaj :) Intrygująca historia. Po prologu i pierwszm rozdziale nadal nie mogę się w niek połapać. Mam głęboką nadzieję, że niebawem mnie oświecisz :P Czekam na cd. W spamie zostawiłam adresy do siebie.

    Pozdrawiam gorąco :)

    PS: Proszę jeśli możesz,wyłącz weryfikację obrazkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Oświecę, oświecę.
      Pozdrawiam równie gorąco.
      PS. Zobaczę co się da zrobić.

      Usuń
  7. Witam. No i mamy pierwszy rozdział. Coś się niby wyjaśniło; ukazałaś nam świat w jakim żyje dziewczyna, której imienia nie znam(albo nie podałaś albo nie doczytałam). Prolog, który napisałaś jest naprawdę tajemniczy, nic nie jest jasne. Miałam nadzieje, że rozdział pierwszy będzie podobny. No, a moim zdaniem nie był. Były wyłącznie momenty - dziwne, niewyjaśnione. Jak na przykład - czemu bohaterka wylądowała w szpitalu? No i końcówka. A to mi się podobało, nie powiem. Ogółem tekst bardzo dobry. Nie wczytywałam się tak bardzo, aby dopatrzeć się błędów, więc uważam, że rozdział Ci się udał. Czekam na rozdział drugi i na dawkę tajemnic :)
    Zapraszam do siebie.
    Serdecznie Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mamy i się nic nie wyjaśniło. Nie zdradziłam imienia specjalnie, chciałabym zobaczyć reakcje na takie zachowanie, że postać można opisać jedynie synonimami słów ona i dziewczyna. Dawkę tajemnic powiadasz? No to siadam i czwarty rozdział specjalnie napiszę dla Ciebie, z dużą dawką tajemnicy i z perspektywy innej osoby.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać, kiedy nam zdradzisz imię głównej bohaterki! O! Dziękuje i życzę weny. Oby było jak najbardziej tajemniczo :)
      Czekam z niecierpliwością.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Hej ;)
    Dzisiaj dołączyłam do czytelników, jutro natomiast zostawię Ci tu komentarz :)
    Tymczasem dodałam Cię również do polecanych u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku chcę podziękować za odwiedziny mojego bloga.

    Na początku powiem, że śliczny szablon bardzo kuszący, żeby zajrzeć dalej :) Treść jest jeszcze lepsza niż szablon. Piszesz lekko i swobodnie, bardzo mi to odpowiada. Miałam dzisiaj dość ciężki i męczący dzień, a Twoje opowiadanie sprawiło, że poczułam się fajnie i od razu dużo lepiej. Od razu polubiłam postacie, które opisujesz są wiarygodne i bez problemu można je sobie wyobrazić, za to również ogromny plus. Na pewno będę tu zaglądać i czytać, na koniec jedynie powiem, że masz talent i ciesze się, że są takie uzdolnione osoby jak Ty. Ponieważ dają nam czytelnikom niesamowitą satysfakcję z przebywaniem wśród ich dzieł,…także dziękuję.


    Pozdrawiam, Immortalis.
    http://close-to-the-light.blogspot.com/
    http://siedem-kregow-piekiel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy12:32

    Jejku, jejku, zakochałam się! Twój styl jest wprost nieziemski, te opisy, przez chwilę czułam się tak, jakbym znajdowała się w całkiem innym miejscu niż mój nudny pokój.
    Fakt, że jak na razie akcji brak, ale mi osobiście te wspaniałe opisy wszystko wynagradzają, są te "niedomówienia", jak pisały wcześniej dziewczyny w komentarzach. Mi osobiście bardzo się podobają, nie lubię nawału informacji na samym początku.
    Ciężko mi pisać sensowne komentarze po przeczytaniu prologu, mam nadzieję, ze mi wybaczysz. jeszcze na dodatek jestem trochę teraz zabiegana i brak mi weny na coś konkretniejszego. Obiecuję, że przyszły rozdział skomentuję dokładniej.

    Pozdrawiam, Naive.
    http://magic-of-elementals.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ładny blog. Podoba mi się. Oczywiście obserwuję u sb i będę komentować i zaglądać. Mam nadzieję, że się odwdzięczysz^^ Pozdrawiam:) miss-hanuss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne ;D
    Poza tym dzięki za miłe słowa : *

    Zapraszam do mojego nowego bloga :D
    http://nowo-narodzona.blogspot.com/
    Opowiada o pewnej nowo narodzonej z armii Victori.
    Taki tam FF Zmierzch.


    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Początkowo miałam zamiar najpierw wszystko przeczytać, a potem komentować całość, ale chyba jednak wolę tak.

    Jak już ktoś zauważył, zdumiewa mnie lekarz. I cały szpital, tak ogółem. Po pierwsze, po zdaniu "nic pani nie jest, to tylko lekki wstrząs mózgu" o mały włos a wyplułabym herbatę na monitor. Nic jej nie jest, to może być poobijana, mieć guza, czy coś. Albo ma wstrząs mózgu, podpięli ją do kroplówki (nie wiem, czy tak się robi, czy nie, nie znam się), albo mówią, że nic jej nie jest i pozwlalają jej wyjść sobie na własne życzenie z uśmiechem na ustach. W żadnym wypadku jedno i drugie. I przy okazji - skoro już wylazła właśnie ze szpitala, to może nie powinna sprzątać domu?

    I trochę za mało napięcia czuję. Ona jest śledzona, więc mogłabyć pokazać, że coś ją przesladuje, że wszędzie widzi te oczy, na spacerze, w domu, w sklepie. I boi się ich, czy też jest zafascynowana, co ci pasuje.

    Mam nadzieję, że potraktujesz to jako konstruktywną krytykę, a ja idę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy11:14

    No i dalej ładne zdania i ciekawe, zgrabne dialogi widzę. Cóż, to pasmo porażek naszej bohaterki jest lekko przygnębiające. Zdrada chłopaka, obudzić się przypiętą do aparatury to też nic przyjemnego. Na dodatek ojciec. Cóź, od faceta faktycznie chciałoby się wymagać,żeby zachowywał się jak facet. Też pokazałabym drzwi...

    Końcówka ciekawi i czuję, że jutro połknę kolejny rozdział. Nie czytam na jeden raz zbyt dużo, ponieważ wolę robić to sumiennie i dokładnie, a poza tym nie gubię wtedy nic z fabuły. Tak więc do jutra :)

    OdpowiedzUsuń