czwartek, 29 sierpnia 2013

9. Pogrzeb.

      Rude włosy powiewały swobodnie wypuszczone z ciasnego koka, który splotłam bez problemu pierwszy raz w życiu, mimo trzęsących się rąk. Minął tydzień od śmierci taty. Mama wpadła w depresję i nie wychodziła z ich wspólnej sypialni, wypłakując w poduszkę z ciemnego materiału swoje żale. Z jednej strony czułam się odepchnięta, że to nie ja jestem na miejscu poduszeczki, że to nie mnie mama chce się wyżalić, ale wiedziałam czemu tak jest. Rodzicielka obwiniała mnie za śmierć swojego męża, zapominając kompletnie, iż jestem jego i jej córką, ona czuła jedynie swój ból, tylko cierpienie jej ciała i umysłu było najważniejsze, nie interesowało jej, co się dzieje z domem, jak przebiegają przygotowania do pogrzebu i czy nie potrzebuję wsparcia. Trzeciego dnia musiałam zadzwonić po lekarza, pana w średnim wieku, który zapisał mamie środki uspokajające i nasenne, lecz nie miałam serca podawać jej obu na raz. Sama nie cierpiałam lekarstw, okropnej ilości chemii w nich zawartej. Patrycja nie miała takich oporów, twierdziła, że jeśli może pomóc to, dlaczego nie? W sumie, to dzięki jej silnej woli i samozaparciu w działaniach brałam czynny udział w planowaniu naszej misji, przeplatanych z przygotowaniami do pogrzebu. Dziś, w tym strasznym dniu, pochowałam swojego tatusia. Stałam nad grobem, aczkolwiek nie płakałam, nie potrafiłam, a może po prostu zabrakło mi łez, wylewanych tak sumiennie przez te siedem dni. Matki nie było, musiała zostać w domu. Lekarz zabronił wystawiać jej na silne emocje, które mogłyby zniszczyć cienki murek, zbudowany, by się za nim chronić. Nie była to wielka uroczystość, jedynie kilku najbliższych kolegów z pracy i najbliżsi sąsiedzi. Msza pożegnalna... nie wiem nawet, co mówił ksiądz. Cały czas zadręczałam się tym, że przeze mnie ktoś oddał życie, choć miał przed sobą go jeszcze kilkanaście lat. W końcu, gdy szereg ubranych na czarno ludzi podążył za karawanem zdałam sobie sprawę z pewnej rzeczy. Już przed śmiercią taty obiecałam sobie, że pomszczę jego ofiarę. Patrycja musiała to wyczytać z mojej twarzy, bo nie bacząc na okoliczności wyciągnęła mnie z pochodu, popchnęła na drzewo, przytrzymała mnie za ramiona i wykrzyczała w twarz:
-Nie wolno ci lekceważyć naszej misji! Zemsta nie jest najważniejsza. Twój ociec by tego nie chciał.
-Naszej misji?! Ojciec powierzył to zadanie jedynie mnie, więc się w to nie wtrącaj, ja odnajdę wszystkie te osoby, przy okazji pomszczę swego ojca i odkupię krzywdy wyrządzone naszej rodzinie, choćbym miała zginąć, rozumiesz?
-Anika, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego w co się pakujesz? Nie wiesz gdzie szukać, znasz jedynie imię i nazwisko tego dziwnego gościa z Jamajki... - w tym momencie dziewczyna domyśliła się, że popełniła błąd i wygadała się, że coś wie.
-To coś wiesz, ale nie chcesz mi powiedzieć. Mów Patrycja!
-Później, to nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy.
-Masz rację, ale jak wrócimy do domu to powiesz mi wszystko, czego się dowiedziałaś, tak?
-Tak - odpowiedziała niechętnie brunetka i odwróciła się na pięcie, ciągnąc jednocześnie moje ramię, by po chwili znaleźć się na początku szeregu, tuż za czarnym, powoli sunącym karawanem. Zastanawiałam się, dlaczego świeci słońce, choć powinien padać deszcz, byłaby to odpowiedniejsza pogoda, by pochować taką osobę jak Marek Kościński. Ludzie szli za samochodem z wyrazem udawanego współczucia na twarzy, bacznie obserwując każde potknięcie, czekając na każdy błąd, który mogę popełnić. Rozglądałam się bacznie, moje oczy patrzyły na nagrobki wszystkich tych ludzi, ale łzy nie pozwalały odczytać ich nazwisk. Właśnie w tym momencie, grzebania trumny, puściły wszelkie hamulce, rozpłakałam się na głos, ignorując zupełnie spokojny głos Pati. Potrzebowałam kogoś, kto by mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze, a nawet żeby nic nie mówił, po prostu trzymał mnie w ramionach i gładził po ramieniu, próbując znaleźć słowa pocieszenia. Nikt mnie nie rozumiał, a przynajmniej tak mi się zdawało, gdy patrzyłam całkiem obcym osobom w oczy i przyjmowałam ich kondolencje. Każdy próbował zapewnić mnie, że gdybym potrzebowała pomocy to mogę się do nich o to zwrócić, ale wiedziałam, że słowa te są jedynie formułką grzecznościową, nie miałam zamiaru za nic dziękować, więc robiła to Patrycja, wysyłając mi naganne spojrzenia. Tłum rozszedł się nadspodziewanie szybko, albo może tylko mi się tak wydawało, bo kiedy wychodziliśmy z kościoła słońce było na wschodzie, a gdy tak stałam nad grobem ojca, było już po drugiej stronie. Zapomniałam o wcześniejszych żalach, zapomniałam o tym, że w pewnym momencie życia nienawidziłam taty, teraz wiedziałam, jak bardzo się myliłam co do niego. On próbował mnie chronić, a ja nie umiałam sobie z tym poradzić. Słońce skryło się za chmurami dopiero wtedy, gdy wsiadałam do samochodu, a ostatnią sekundę na dworze pożegnał wiatr, tworząc na mych rękach gęsią skórkę. Odjeżdżając z cmentarza, zdawałam sobie sprawę, że nie do końca pożegnałam się z ojcem, chyba nigdy nie wybaczę sobie, że pozwoliłam mu odejść. Całą drogę do domu wspominałam jak to było, gdy jeszcze w kościele, dopełniając tradycji dotknęłam jego zimnych rąk.

***
Musiałam zasnąć na fotelu w salonie, bo gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że ogień w kominku całkiem wygasł, zostawiając po sobie tylko popiół. Strzeliłam palcami i wypowiedziałam jedno słowo ignis, a pokój znów wypełnił się tłumionym światłem. Ktoś musiał mnie przykryć kocem, nie sądziłam, by mogła to być matka, a oprócz niej i mnie w domu jest tylko Patrycja. Wyszłam z pokoju i postanowiłam odszukać dziewczynę, by jej podziękować. Znalazłam ją w pokoju naprzeciwko mojego, w którym planowałyśmy podróż przez ostatnie kilka dni. 
-Czy ty nigdy nie śpisz? - spytałam sennym głosem, przeciągając się i zaraz potem poprawiłam koc, który zsunął mi się z pleców. Zaczęłam żałować, że opuściłam ciepły pokój i znalazłam się na zimnym i szarym poddaszu. 
-Czasem śpię, godzinę lub dwie, a później wstaję i znów wracam do planów. Nie martw się o mnie, jestem już duża. - Uśmiech rozświetlił twarz dziewczyny, nadając mu anielskiego wyglądu, choć jedynie on tak wyglądał. Średniej długości włosy, zwykle zaplecione w dwie kitki po obu stronach głowy, teraz tworzyły nastroszoną szopę, ukrywając delikatne rysy dziewczyny, ogromne oczy, zwykle szeroko otwarte, teraz były przymrużone i przyglądały się mapom i wszelkim rzeczom, znalezionym w dawnym gabinecie ojca, usta, których nie powstydziłaby się modelka, zamiast czysto czerwonej barwy, były teraz suche, popękane i sine, twarz mimo młodego wieku, wyglądała jakby dziewczyna nie miała siedemnastu, a trzydzieści lat. Domyśliłam się, że moje przyglądanie stało się natarczywe, gdy Patrycja zapytała się mnie ostrym tonem:
-Czy coś się ze mną dzieje, że tak się mi przyglądasz?
-Tak! Dzieje się. Kiedy przeglądałaś się w lustrze? Od ciągłego ślęczenia nad tymi papierami, wyglądasz jakbyś miała zaraz umrzeć, nic nie jesz, niczego nie pijesz, chudniesz w oczach, kiedyś zobaczyłam jak się ubierasz, widać ci żebra i wcale nie musisz wciągać powietrza, co się do jasnej cholery z tobą dzieje?!
-Nie miałabym tych problemów, gdybyś wkładała więcej energii w szukaniu jakiś poszlak, po których znaleźlibyśmy kolejnych Władców Żywiołów.
-Jak ty nas nazwałaś? Powiedz mi wszystko, co wiesz!
-Władcy Żywiołów, wpadłam na to studiując jakieś zapiski twojego ojca, napisał, że, albo po prostu ci to przeczytam...

Mała zaczyna ukazywać swoje umiejętności innym, to się musi skończyć, bałem się właśnie tego momentu, Krysia mówi, że nic się nie dzieje, ale ja wiem swoje, ona też się boi, nie wie, co stanie się z jej dzieckiem, gdy dopadną ją Poszukiwacze. Muszę ją przed tym chronić. Zamknąłem żywioł w skrzyni w piwnicy, ale widzę już ciekawskie rączki mojej córki, która uwielbia bawić się ogniem. Co się stanie, jeśli to naprawdę będzie Władczyni Żywiołu?...

-A co wiesz o Tomaszu Zanaku? 
-Dowidziałam się z pewnego źródła, że jest to oszust i narkoman, i wcale nie mieszka już na jamajce, tylko niedaleko Opola, więc możemy go zaraz odwiedzić. Ale musisz wiedzieć, że jeśli on jeszcze nie wie o swoim żywiole, to musimy go odnaleźć i pomóc znaleźć miejsce gdzie się z nim połączy, w przeciwnym razie umrze.  
-Jak to? Przecież ja nie umarłam! - mój głos zamienił się w pisk, nie chciałam więcej słyszeć o czyjejkolwiek śmierci, nawet osoby tak obcej jak Tomasz.
-Z tej księgi wynika - dopiero teraz zauważyłam, że to co leży przed dziewczyną to nie jest mapą, a dziwną księgą, której strony wyglądały jakby miały za sobą kilkaset lat. - iż, każdy Żywiołak, musi połączyć się ze swoim żywiołem do czasu ukończenia osiemnastu lat, inaczej jego dusza i ciało zacznie się wyniszczać z powodu braku najpotrzebniejszego elementu. To tak, jakby człowiek przez długi okres czasu był odłączony od jedzenia czy picia, tak samo Władcy Żywiołów muszą mieć połączenie, w twoim przypadku z ogniem.
-Więc jedźmy! Nie traćmy czasu, kiedy Tomasz ma urodziny?
-Nie chcę cię straszyć, ale... jego urodziny zaczną się dokładnie za siedem i pół godziny.
-To na co my jeszcze czekamy?!- w moim głosie brzmiała panika, dobrze widoczna także w niebieskich oczach Patrycji.  Po chwili zdałam sobie sprawę, że aby gdzieś pojechać musiałyśmy mieć samochód, bo na autobusach nie można było polegać. Niestety, żadna z nas nie posiadała prawa jazdy, a tym bardziej samochodu. Cholera, chciałam kląć, ale nie mogłam wydusić słowa. Patrycja chwilę popatrzyła na obraz wiszący na ścianie za mną, na którym widniał ogród pełen róż, a za nim pagórek. Nigdy nie lubiłam tego obrazu, nie mogłam się przekonać do tych pastelowych, a w pewnych miejscach i jaskrawych barw, ale najwidoczniej brunetce się podobał. Próbowałam przerwać cały czas gęstniejącą ciszę, ale Patrycja ani drgnęła. Zostało mi jedynie czekać. Zamiast jednak bezczynnie siedzieć w kącie, zaczęłam studiować zapiski mojego ojca, w pewnym momencie zauważyłam, że na marginesie coś jest zapisane, ale nie można było tego odczytać. Tak jakby za każdym razem gdy odwracało się kartkę, odwracały się i słowa. Przypomniałam sobie w tym momencie pewną zabawę, którą kiedyś pokazał mi tato. Kazał mi napisać swoje imię na kartce od tyłu i spojrzeć na nie przez lustro. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeszłam pokój dalej, gdzie moja matka zawsze trzymała swoje kosmetyki i perfumy. Jak byłam mała sądziłam, że to dlatego, iż mama nie chce się nikomu pokazać bez całkowitego makijażu, jednak nie. Po prostu jej mąż był uczulony na niektóre składniki pudrów i różów, a nie opłacało się latać w tę i z powrotem tylko dlatego, żeby się do końca umalować. Złapałam lustereczko leżące na komódce zaraz obok drzwi i poszłam sprawdzić, czy moje podejrzenia są słuszne. Były, ale zawarta w tekście wiadomość nie była nam do niczego potrzebna, więc odłożyłam kawałek szkiełka i zanurzyłam się w lekturze, kiedy nagle Patrycja wyszła z transu i obwieściła, że załatwiła nam transport. Pobiegłam do pokoju ubrać dłuższe spodnie i skórzaną kurtkę, a na dole już słyszałam głosy, zbiegłam po schodach, lecz na ostatnim stopniu potknęłabym się, gdyby nie silne ręce Dawida.
-Dziękuję. - wyszeptałam w jego ramię, on przytulił mnie mocniej, ale chwilę zniszczył Adam, wchodząc do przedpokoju z wyrazem wrogości na twarzy, minął nas i wyszedł na dwór trzaskając drzwiami, a w jego ślady poszła Patrycja, było słychać jedynie odgłos tłumionej kłótni, a ja byłam zbyt zainteresowany, by zauważyć, że ciepłe ramiona Dawida już mnie nie obejmują.
-Musimy iść - powiedział sztywno, nawet na mnie nie patrząc, obiecałam sobie, że później z nim o tym porozmawiam.
Kiedy wszyscy wepchnęliśmy się do BMW z rocznika 98 w kolorze metalik, nastała wroga cisza, podzieliliśmy się jakby na dwa odziały, żeński i męski. Chłopacy ignorowali naszą obecność, a my by im to utrudnić zaczęłyśmy trajkotać jak opętane, o tym jak wypadało by poinformować Tomka, o jego mocy. Cała czterdziestu-kilometrowa trasa minęła w atmosferze wzajemnej wrogości i miarowego oddalania się od siebie. W końcu nie wytrzymałam w niewiedzy i krzyknęłam prawie na całe gardło:
-O co, do jasnej cholery, chodzi? Jeszcze niedawno, bo tydzień temu zachowywaliście się jak trójka najlepszych przyjaciół, co się stało?
-Powiedzieć ci? - zaczął sztywno Adam- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to nasza kochana Patrysia, chce przejść na jasną stronę mocy!
-A co w tym złego?! Ma prawo decydować o sobie, w tym przypadku bardzo dobrze, że jest egoistką!
-Ona nie jest egoistką, tylko zakochała się w aniele! Dobrze wiedząc, że on i tak nie będzie mógł nigdy oddać jej uczuć, bo... to byłaby skaza, grzech i wyleciałby z Nieba, prosto na Ziemię i musiałby żyć jak śmiertelnik, a tego by nie chciał. Anioły tylko teoretycznie chcą dobrze, tak naprawdę dążą do władzy, chcą zniszczyć całe zło na Świecie, aby móc panować i ujawniać się komu chcą. To są prawdziwe Anioły, czy ci się to podoba czy nie! - w miarę jak mówił jego głos stawał się coraz mocniejszy i dobitniejszy.
-Pati, czy to prawda? - zapytałam, chcąc to usłyszeć z jej ust.
-T...tak. Ale czy to moja wina, że jedynie on ostatnio zwracał na mnie uwagę? Adam, omijałeś mnie szerokim łukiem, odzywałeś się pół słówkami, a teraz chcesz, żebym przeszła na twoją stronę? To nie możliwe. Podjęłam już decyzję. Nie zmieni jej nawet to, że kiedyś cię kochałam.
Po raz kolejny zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo, ale tego nie można było cofnąć, tak jak tego, że Adam gwałtownie zahamował, a samochód bez własnej woli zaczął obracać się po mokrej nawierzchni i uderzył w drzewo, później była tylko ciemność.

~~
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale musiałam uporządkować kilka spraw, a także byłam w ciągłych rozjazdach, ale za to napisałam dość dużo (jak na mnie). Pozdrawiam :*
   

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział :) Chcę więcej, więc czekam na następny rozdział :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam!
    Chciałam powiadomić, że oceniająca Sentis opuściła Weryfikator. Zwracam się dlatego z prośbą o wybranie nowej osoby, która zajęłaby się Twoim blogiem. Za wszelkie niedogodności przepraszam.

    Pozdrawiam ciepło,
    Akira
    weryfikator.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuje Anice. Dziewczyna zdecydowanie nie ma łatwo w życiu, a ja bynajmniej nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu, mimo, że intrygują mnie przygody, które tylko na nią czekają, to śmierć ojca, czy obojętność matki - to musi być naprawdę bolesne. Widzę jednak, że ona nie oddaje się rozpaczy tylko stara spełnić powierzoną jej misję. I teraz nie mogę się powstrzymać... Dlaczego zakończyłaś w takim momencie? Co się teraz stanie? Czy bohaterowie wyjdą z tego cało? Jak widać wystarczy tylko kilka słów, aby wywrócić kogoś z równowagi i tym samym sprowadzić też niebezpieczeństwo... Zastanawia mnie, czy zdążą na czas znaleźć Tomasza. No cóż już oczekuję ciągu dalszego! Mam nadzieję, że pojawi się niebawem! Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń