niedziela, 17 listopada 2013

12. Agata.

Gdzie ja jestem? O co chodzi? Czemu tu tak jasno? 
Cholera! 
Nagle wszystko do mnie wróciło. Demon o ciemnych oczach nachylający się niebezpiecznie nad rudowłosą. Jego śmiech. Cała ta gadka o moich magicznych mocach, o jakimś wietrze. Chyba znów zbyt dużo wypaliłem. Muszę powiedzieć Pawłowi o tym żeby nie przesadzał już z dodatkami do towaru, bo ma zbyt dużego kopa. Tylko gdzie ja jestem? Może w szpitalu, bardzo możliwe, ostatnio po takiej akcji miałem złamane dwa żebra, dostałem zakaz wchodzenia do klubu "Tancereczka", a dodatkowo połowa dziewczyn, które mijałem patrzyły na mnie krzywo. Dookoła biało. Pościel jakaś taka dziwna. Nie śmierdziała tanim środkiem czystości, nie "łamała" się w dłoniach, była lekka i dokładnie okrywała moje ciało. Delikatnie zszedłem z łóżka, a moje stopy dotknęły delikatnego dywanu. To na pewno nie był szpital, oni mają na podłogach linoleum w paski lub iście mdlący wzór, a to po czym teraz stąpałem przypominało bardziej chmurkę. 
Chmury! Anielska postać obejmująca mnie w pasie, to uczucie całkowitej bezwładności i uspokojenia. To nie mogło być tylko narkotykowe urojenie. Podniosłem dłoń i pomyślałem o delikatnym wietrzyku, który omiata moją postać i istotnie coś tam poczułem, aczkolwiek to nie było tym, co chciałem. Pewnie przypadek. Nie chcąc siedzieć samemu w pustym, białym pokoju wyszedłem na korytarz. Tu życie trwało w najlepsze. Wszyscy ubrani byli w kremowo-złote powiewające szaty, włosy misternie spięte na czubku głowy, sandałki z rzemyków. Wyglądało to dużo dziwniej niż na imprezie, której tytułem był "Ubrania zrób-to-sam", kiedy to połowa gości przyszła w stroju podobnym do ubrań nowo-stworzonych Ewy i Adama. Zabawa była przednia, a kiedy doszła jeszcze dostawa nowego, super-hiper-mocnego, towaru to dopiero było ekstra. Zachichotałem na tę myśl, a jakaś szacowna matka spojrzała na mnie gorsząco. Nagle mignęły mi w locie rude włosy, więc nie myśląc zbytnio pobiegłem za nimi. Doprowadziło mnie to o drzwi wychodzących na słoneczną polankę wyłożoną kostką, na której stały drewniane ławeczki. Rudowłosa siedziała na jednej i uparcie coś skreślała w ogromnym zeszycie. Jakby coś przeczuwając odwróciła się w moją stronę i delikatnie uśmiechnęła. Usiadłem koło niej i zobaczyłem, że rysowała moją twarz, ona szybko zamknęła zeszyt i zapytała mnie o to, jak mi się tutaj podoba.
-Jest całkiem ładnie. Ale gdzie dokładnie my jesteśmy?
-W Niebie.
Roześmiałem na na głos. To nie możliwe, chyba trafiłem do psychiatryka. Nie istnieje nic takiego ja Niebo czy Piekło. Nie oszukujmy się, gdyby istniało miałbym lepsze życie niż to. I czemu akurat teraz miałoby okazać się inaczej?
-Nie śmiej się, to wszystko prawda. Jak sądzisz, czy w Polsce znalazłbyś tak piękne i czyste miejsce jak to?
-No, w sumie...
-Właśnie. Anioły, które nas tu przyniosły wytłumaczyły mi wszystko, te ... demony, które nas więziły, zależało im na naszych mocach. Na razie Żywiołaków jest czterech, nie wiem czy pozostałych dwóch odnaleziono, czy zginęli, ale wiem, że bez nich plany Dawida i jego demonicznego kolegi legną w gruzach. Potrzebują nas, jednak nie wiem do czego. Dzięki temu co powiedziałeś Patrycji bardzo im pomogło, dzięki twoim wspomnieniom dotyczącym tamtego miejsca nas znaleźli. Nic więcej nie wiem, ale jeśli czegoś się dowiem, to ci powiem.
-Dzięki, ale jakoś nadal nie mogę w to uwierzyć. To jest jak jakich chory horror, a zamiast gościa z piłą w ręce za nami latają szatańskie pomioty. Nie zrozum mnie źle, nie tyle, że ci nie wierzę, po prostu potrzebuję czasu, aby to wszystko ogarnąć.
-Czekaj, stój.
Za późno. Nogi poniosły mnie wzdłuż dróżki, później przez gęsty lasek, aż doszedłem do miejsca, które mimo że pełne słońca to najciemniejsze jakie odkryłem. Złożyłem głowę w dłonie, miałem dość wszystkiego. Właśnie teraz nadeszła pora na łzy. Płakałem i choć to niemęskie, nie mogłem przestać. Całym moim ciałem wstrząsał szloch, nie kryłem się, więc każdy w promieniu kilkunastu metrów mógł mnie usłyszeć. Jednak zdziwiła mnie obecność najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek widziałem. Długie do bioder złocisto-blond włosy miała rozpuszczone, na ramieniu siedziała jej płomiennoruda wiewiórka i machała ogonem. Dziewczyna wpatrywała się w dal ogromnymi niebieskimi oczyma, nagle zauważyłem łzę toczącą się po jej policzku. Chciałem wstać i odejść, bo wiedziałem, że w takich chwilach najlepiej jest człowiekowi samemu, ale ona wtedy machnęła na mnie dłonią. Jak zaczarowany podszedłem i spojrzałem w tym samym kierunku co ona. Dwa szare wilki stały na polanie niedaleko nie mogąc do siebie podejść.
-Smutne, prawda?
Jej cudowny głos owionął całą moją sylwetkę. Taki delikatny.
-Dlaczego... - nie dokończyłem pytania.
-Tak musi być, jedni potrafią pogodzić się z takim stanem, gdy innym jest źle kiedy mają miłość tuż przy sobie.
-Czy taka była twoja historia?
-Podobna, bardzo podobna.
I znów łzy potoczyły się po jej policzku, a mi nie pozostało nic innego jak przygarnąć ją do siebie i tulić dopóki się nie uspokoiła, a wtedy zadała pytanie, którego się nie spodziewałem.
-A ty, jaka była twoja historia?
-Moja historia jeszcze trwa. Jestem... żywiołakiem. Znalazłem się tutaj, bo zostałem porwany przez demony, a anioły mnie przeniosły tutaj.
-Oh, widzę, że niewiele jeszcze wiesz. Jeśli raz się tu znajdziesz, to już nigdy stąd nie odejdziesz. Każdy, kto cię kiedykolwiek znał nagle zaczyna myśleć, iż leżysz w grobie. Nie masz życia, rozumiesz?
-To... to niemożliwe. Ja mam matkę!
-Każdy kogoś tam zostawił. Ja zostawiłam całą rodzinę, chłopaka.
-Jak się tu znalazłaś?
-Strzelanina w banku, dostałam prosto w serce. Nie miałam szans nawet się pożegnać, a teraz patrzę na to, jak wszyscy kłócą się i rozchodzą w mojej rodzinie, bo nie potrafią tego przeżyć. Jeden oskarża drugiego, że to nie on był tam zamiast mnie. Nikt nie rozumie, że to miało do czegoś doprowadzić. Mariusz, mój chłopak, musi poznać uroczą szatynkę, która zmieni jego życie w raj, musi się urodzić mu córka...
-Tak łatwo ci o tym mówić? Przecież go kochałaś.
-Ah, no tak. Nasz związek był jedynie... dla picu. Jego firma i moja miały się przez to połączyć, a jako że nasi rodzice są staroświeccy i im do siebie pasowaliśmy, to uwikłali spisek, z którego żadne z nas nie mogło się wymigać.
-Smutne. W końcu każdy ma prawo do swojego życia.
-A jak ty spędziłeś swoje?
Wszystkie wspomnienia błędów i imprez przeleciały mi przez głowę.
-Źle, najgorzej jak można. Teraz, gdy widzę jak mógłbym to wszystko zmienić, to nie mogę tam wrócić.
-Jak mówiłam, wszyscy mają jakieś zadania podczas życia, dzięki temu, że gdzieś trafiłeś, ktoś inny ocalił życie.
-Ale to cholernie nie fair.
-Wiem, wiem. Chodźmy. Pewnie zastanawiają się, gdzie się podzialiśmy.
-Dobrze.
     Wracaliśmy cały czas rozmawiając, dzięki niej zobaczyłem, że każdy mój błąd do czegoś prowadził i nauczyłem się podglądać życie mojej matki. Widziałem jak kwitnie w niej nadzieja na związek z przystojnym oficerem policji. Życzyłem jej żeby się udało. Tematy nam się nie kończyły, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że nie znam imienia mojej rozmówczyni.
-Jak masz na imię?
      Roześmiała się wdzięcznie. Jak miły miała śmiech, jak żywy w tym zbyt idealnym miejscu.
-Agata. Mam na imię Agata, a ty?
-Tomek.
-Miło mi, lecz teraz chyba powinniśmy się rozstać, czekają na ciebie, spójrz.
     Rzeczywiście, przed drzwiami do miejsca, które brałem za szpital stała Anika, a tuż koło niej dwoje aniołów. Odwróciłem się, by pożegnać uroczą anieliczkę, ale jej już nie było. Raźnie przemaszerowałem przez rzędy ławek i stanąłem przed nimi.
-Tomasz, jak dobrze, że się znalazłeś.
      Anika posłała mi spojrzenie w stylu "ja się później dowiem, kto to był", jakbyśmy byli starymi dobrymi znajomymi. Zaczynałem się tu dobrze czuć, zbyt dobrze. Nie chciałem się przyzwyczajać, ale łatwo przywyknąć do dobrego. Wszyscy razem równym krokiem weszliśmy do środka. Labiryntem korytarzy znaleźliśmy się wreszcie w małej salce. Białe ściany, białe dosłownie wszystko.
-Co chcielibyście wiedzieć?
-Czemu jesteśmy potrzebni demonom? - wypaliła Anika prosto z mostu, czuję, że się zaprzyjaźnimy.
-Potrzebują waszych mocy, by pokonać Lucyfera i przejąć władzę w Piekle.
-Świetnie, czuję się jakbym miał zostać podany w ofierze.
-Na tym to mniej więcej polega.
-Świetnie. Coś jeszcze?
-Tak, za godzinę musicie spotkać się z Bogiem.

~~
Tak, żyję. Tak, nadal pisze. Tak, znów musicie się ze mną użerać. Mam nadzieję, że lektura była ciekawa. Nie mam siły na nic. Nie mam siły nawet na utrzymywanie zasłony "bez emocji, bez życia", jestem wykończona, więc każdy komentarz będzie kopniakiem do dalszej pracy. 

4 komentarze:

  1. Wszystko fajnie, ale najlepsze jest 5 ostatnich linijek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, sądziłam, że nikt nie czyta moich wypocin. Miło, że Ci się podobało, pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Nie podoba mi się tematyka bloga i po prostu bd mi się ciężko czytać dalsze rozdziały. Juz wchodzę na twój drugi blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niebo? No nieźle tego się nie spodziewałam. Poza tym wydaje mi się, że Agata odnośnie tej dwójki nie ma racji. Cóż odnoszę wrażenie, że oni jeszcze wrócą na ziemie. W końcu nie są zwyczajnymi ludźmi i coś mi się wydaje, że jeszcze czeka ich coś ważnego do wykonania tam na dole. Nie mniej miło, że anielica sprawiła, że Tomasz jakoś pogodził się z tym, gdzie się znajduje :D
    Zakończyć to ty chyba tego rozdziału lepiej nie mogłaś... Teraz to będę z niemałą niecierpliwością oczekiwać dalszego ciągu. Zastanawia mnie, dlaczego ta dwójka ma spotkać się z Bogiem i co z tego wyniknie. Dlatego też proszę o jak najszybsze pojawienie się dalszego ciągu! Pozdrawiam i życzę duuuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń